18 maja 2013

CHAPTER 9: Stubborn Love.

*'Aren't you somethin' to admire
Cause your shine is somethin' like a mirror
And I can't help but notice
You reflect in this heart of mine.'

      Dzisiaj dokładnie mija dwa i pół tygodnia od kiedy pojawiłam się w Londynie. Zostało jeszcze półtora więcej.
         Coraz ciężej jest mi trzymać uczucia, którymi darzę bruneta, na wodzy. Sądziłam, że mogę się uspokoić i wyciszyć wewnętrznie czy najzwyczajniej w świecie trochę ogłuszyć drugi głos siedzący w mojej głowie, również zakotwiczony w sercu. Zaczęło robić się od tego niesamowicie tłoczno we wnętrzu mojego rozedrganego od nadmiaru emocji ciała. Kiedy zbliżał się do mnie uaktywniał po kolei wszystkie moje zmysły i wprawiał w ruch każdy pojedynczy bodziec. Nic dziwnego, że byłam już zmęczona i zdezorientowana. Nie byłam pewna czy to ma dziać się właśnie w taki sposób.
      Już od dobrych trzydzieści minut w domu słychać było rozmowy i śmiechy. Jakoś na przekór postanowiłam zostać w pokoju i poudawać śpiącą królewnę, która za sprawą magicznej klątwy nie może podnieść się ze swojego łóżka. Było mi to na rękę.
      Usłyszałam swoje imię i nie minęła minuta kiedy rozległo się pukanie z zewnątrz, a ja jedyne co zrobiłam to ledwie poruszyłam dłonią. Gość jednak nie dawał za wygraną, bo zdecydował się na uchylenie drewnianych drzwi.
 - Chyba nie przeszkadzam, co? - cichy kobiecy głos wdarł się do mojej oazy spokoju.
 - Wejdź. Miałam już wstawać. - skłamałam odwracając wzrok ku stronie Eleanor.
      Dziewczyna weszła szybkim krokiem i jednym ruchem dłoni rozsunęła zasłony. Pokój momentalnie rozświetlił się od różnokolorowych promieni słonecznych.
 - Szkoda marnować czasu! - zabrzmiała optymistycznie. - Idź pod prysznic i chodź na śniadanie.
      Niechętnie chwyciłam szorty i koszulkę bez rękawków. 
      Weszłam do kuchni gdzie ciągle panował dobru humor. Uśmiechnęłam się i zakładając włosy za ucho usiadłam na krześle obok stołu.
 - Któż to do nas dołączył? - przytulił mnie Lou zarzucając na mnie od tyłu ręce.
 - No cześć. 
 - Jak się dzisiaj ma nasza królewna? - usiadł na wolnym miejscu tuż obok mnie.
 - Dobrze. - odpowiedziałam.
      W tym samym momencie Harry, ubrany w biały fartuszek, położył przede mną talerz z goframi, truskawkami i miodem. Obdarowałam go najbardziej błogim uśmiechem na jaki było mnie stać, a on to odwzajemnił.
 - Dziewczyny. - Ele klasnęła w dłonie. - Idziemy dzisiaj nad jezioro. Chłopakom wstęp wzbroniony!
***


      Tak jak powiedziała dziewczyna mojego przyjaciela przechadzałyśmy się właśnie we trójkę brzegiem jeziora. Atmosfera była lekko napięta, może i to przez moje zachowanie względem blondynki, które było nieco podejrzliwe, ale ona i Eleanor bardzo dobrze się dogadywały.
      Zawsze ja.
      Znalazłyśmy idealne miejsce do odsapnięcia, więc wyciągnęłyśmy koce i parę sekund później już siedziałyśmy na nich opalając się na słońcu.
 - Możesz mnie posmarować trochę olejkiem? - spytała szczęśliwa Kath. Zgodziłam się chwytając od niej butelkę.
 - Na prawdę trafiliśmy na dobrą pogodę. - mruknęła Ele przymykając oczy.
      Serio? Czy wszyscy musieli mówić tylko i wyłącznie o pogodzie?
 - Evie. - blondynka odwróciła się ku mojej stronie.
 - Tak? Przepraszam, zamyśliłam się.
 - To nic. - odparła przyjaźnie. - Chciałam ci jeszcze raz podziękować, że mnie ze sobą zabrałaś. Wiem, że się nie znamy praktycznie, dlatego jeszcze bardziej jestem ci wdzięczna.
 - Tak, nie ma za co. - odparłam cicho i przesiadłam się na swój koc.
 - Mi też cię miło było poznać. - włączyła się do rozmowy brunetka.
 - Ciesze się! Wiecie co, pójdę po coś do picia. - powiedziała Kath i odbiegła w stronę domu, który znajdował się trzysta metrów w górę za nami.
      Wraz z zniknięciem sylwetki blondwłosej za horyzontem  poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Wyrwana z transu odwróciłam głowę w prawo, gdzie napotkałam wpatrującą się w moją twarz brunetkę zdejmującą z nosa okulary przeciwsłoneczne.
 - Czy mi się zdaje, czy ty jej nie lubisz? - usłyszałam.
 - Kogo?
 - Kurcze, Evie, nie kpij z ilorazu mojej i swojej inteligencji. - westchnęła. - Mówię o Kathrine. Sama ją tu zaprosiłaś, więc czemu nie dbasz, żeby miała dobre wspomnienia?
      Ponownie pogrążyłam się w swoich myślach.
      Przecież nie mogłam powiedzieć jej całej prawdy. Z drugiej zaś strony może to właśnie ona mogła mnie zrozumieć bardziej niż ktokolwiek inny. Stop. To trochę odmienna sytuacja. Ja nie próbuję zabrać jej Louisa i ona bardzo dobrze o tym nie. Wcale nie musi stąpać po grząskim gruncie i zastanawiać się co będzie jutro.
      Chwyciłam w lewą dłoń materiał koszulki, którą miałam na sobie.
 - Nie prawda. Jest taka, no, pełna energii i wesoła, jak można kogoś takiego nie lubić?
 - O nie, nie odwracaj kota ogonem moja droga. - przysunęła się bliżej.
 - Sama zauważyła, że wcześniej się nie znałyśmy, a ja muszę kogoś bliżej poznać, tak? I przestań mnie tak lustrować wzrokiem!
 - Nie naciskam, ale wiesz, że mi możesz powiedzieć.
      Przegryzłam dolną wargę.
 - Właściwie to chciałabym cię o coś zapytać - napotkałam jej ciekawski wzrok. - Nie czułaś się nigdy zazdrosna o mnie?
      Zauważyłam, że trochę zaskoczyło ją pytanie, które padło z moich ust. Zastanawiała się co odpowiedzieć zmieniając co jakiś czas wyraz twarzy i nieco uchylając usta. W końcu zmarszczyła lekko brwi i przyłożyła dłoń do ust. Koniec końców położyła się na plecach zakładając okulary z powrotem.
 - Na początku tak. Kiedy tak wzmorzyliście kontakt i Louis zaczął o tobie opowiadać bardzo dużo. Cieszyłam się, bo był w bardzo dobrym humorze, a ta jego ekscytacja bywa słodka, ale tak, no, byłam. Bez-pod-sta-wnie. - ostatnie słowo przesylabizowała jakby wiedziała o co mi chodzi. - Dlaczego pytasz?
 - Tak sobie. - strzepałam z kolan piasek.
 - Jak zaczęłaś to dokończ. - szarpnęła mnie za kucyk. - Jesteś zazdrosna.
 - Powiedziałaś żebym nie igrała z twoją inteligencją, więc sama się domyśl. - odparłam tryumfalnie mając nadzieję, że jednak mój sekret nie wyjdzie na jaw.
 - Nie musisz być zazdrosna ani o Lou, ani o Harrego, bo o któregoś z nich ci na pewno chodzi. - zamarłam w bezruchu, a chwilę potem usłyszałam jak Eleanor nabiera powietrza w płuca i powraca do pozycji siedzącej spoglądając prosto w moją twarz. - Harry. Jesteś o niego...
 - Wróciłam! Kto chce zimną lemoniade? - poczułam jak aksamitna w dotyku skóra blondynki ociera się o moje ramie.
 - Dzięki, ale ja będę wracała do domu. Boli mnie żołądek. - pośpiesznie zabrałam koc i ruszyłam pod górkę.
      Po kilku minutach wbiegłam do domu i rozpalona ruszyłam do kuchni. Wydobyłam z lodówki puszkę dietetycznej Coli i skierowałam swoje kroki do salonu. Oparłam się o kanapę i przetarłam czoło czując kilka kropelek potu.
 - Łał. - usłyszałam po prawej stronie. - To zupełnie tak jakbym widział te wszystkie jędrne i młode dziewczyny z reklam, które po ciężkiej pracy w pełnym słońcu sięgają w końcu po upragnioną puszkę swojego ulubionego napoju. - westchnął Harry spoglądając na moje odsłonięte nogi.
 - Trafna uwaga. Przybij piątkę! - krzyknął Louis wystawiając w jego stronę otwartą dłoń. - A gdzie reszta?
 - Zostały jeszcze na słońcu. Trochę się gorzej poczułam i wróciłam. Pójdę wziąć prysznic. - mówiąc to zniknęłam za drzwiami swojego pokoju.
      Poczułam jak woda zmywa ze mnie cały stres z dzisiejszego dnia. Jak od ramion ku dole spływa cała złość i każda inna negatywna emocja.
      Czy czasami to nie było tak, że ja sama je sobie robiłam w głowie? Przekładałam je na swoje życie całkowicie się w nim gubiąc. Oczekiwałam cały czas pięknego zakończenia, natomiast takie nie jest mi pisane. Nie zostanę tu na zawsze i nigdy nie będzie tak pięknie, że będziemy trzymać się wszyscy razem w jednym miejscu. To jest zwykła, szara rzeczywistość, może tylko udało mi się, że z trochę bardziej sławniejszymi ludźmi.
      Oplotłam się ręcznikiem i wytarłam twarz. Wychodząc z pokoju spotkałam tam zielonookiego, który oniemiały wpatrywał się w moje ledwie zakryte i mokre ciało. Speszona stałam tak nieco głupkowato i jakby to miało mi jakkolwiek pomóc przytrzymałam swoje okrycie drugą dłonią.
 - No, wiesz, ja jestem tylko facetem. Proponuje ci się ubrać. Nie żeby mnie ten widok nie cieszył, ale też mnie strasznie podnieca...
 - Ok, przyjęłam. - zaśmiałam się widząc jego rozpromienioną twarz. - Zaraz wracam.
       Po chwili wróciłam już ubrana i stanęłam obok chłopaka.
 - No to o co chodzi?
 - Mówiłaś, że źle się czujesz. Przyszedłem sprawdzić czy czegoś nie potrzebujesz?
 - Nie, nie. Już mi lepiej. - pośpiesznie odparłam zupełnie o tym zapominając.
 - Dzisiaj wieczorem robimy ognisko za domem. Na pewno ci się spodoba. - patrząc prosto w moje oczy niemalże to wyszeptał, a ja stałam tak zauroczona całym nim.
      Z tej magii chwili wyrwały mnie głośne śmiechy z salonu.
 - Też tak myślę.
      Odwróciłam się na pięcie w stronę drzwi, jednak chłopak zagrodził je swoim ciałem. Nieco zaskoczona zmarszczyłam brwi i rozłożyłam ręce w geście zapytania.
 - Zawsze ktoś nam przeszkadza, nie prawdaż? - zapytał zabawnie.
 - W czym? - próbowałam wyłapać w jego oczach tańczące iskierki. Sama pchałam się w paszczę lwa.
 - Po prostu chciałbym chociaż chwilę się odprężyć. - podszedł do mnie bliżej i ciągnąc mnie za rękę opadł na łóżko.
 - Harry, głupku. - jęknęłam z uśmiechem. - Co ty robisz?
 - Mówiłem już, powtarzał się nie będę.
      Duża dłoń chłopaka powędrowała na moje plecy.
 - Chodź do mnie bliżej. - próbował mnie zachęcić. Trochę oniemiała i zawstydzona przysunęłam się do jego ciepłego ciała. Ten natomiast zagarnął mnie przyciskając do siebie i opierając brodę na czubku mojej głowy mruknął z zadowolenia.
 - Harry, czy my musimy tak często razem lądować w łóżku?
      Usłyszałam dziki śmiech chłopaka, który spojrzał na mnie z góry.
 - Bez podtekstów, zboczeńcu!
 - Oczywiście, kurduplu. Oczywiście. - poczułam jak klepnął mnie w tyłek.
 - HARRY!

**'The highway signs say we're close[...]'

 ***
      W znacznie lepszym humorze wyszłam trochę zaspana z sypialni. Usnęłam w ramionach mojego wymarzonego chłopaka. Dobrze, może nie zupełnie mojego, ale zdecydowanie był moim osobistym oczkiem w głowie.
 - Gotowa? - wyciągnął do mnie dłoń, którą chwyciłam.
      Reszta czekała już na nas przy rozpalonym ognisku. Zachwycona wpatrywałam się w wysoki płomień. Ktoś wcisnął mi w dłoń butelkę piwa, której zawartość szybko zalała moje gardło.
 - Kath, jak się bawisz? - podeszłam do niej w niezwykle sympatyczny sposób. Eleanor obdarzyła mnie uśmiechem.
 - Świetnie! Jest świetnie! - przytuliła mnie i zaczęła skakać z radości. - Będziemy mieć fajerwerki, wiesz?
 - Ciesze się. Lubię je. - odparłam.
      Chwilę potem Eleanor zatopiła się w uściskach i pocałunkach mojego przyjaciela. Wyglądali na przepiękną parę i życzyłam im wszystkiego najlepszego. Wyglądali jakby byli dla siebie stworzeni. Miałam cichą nadzieję, że i mi kiedyś podobnie ułoży się w życiu.
      Piwo, następne i siedem kolejnych. Czułam już powoli jak moje ciało automatycznie prowadzi mnie ku różnym ścieżkom.
      Usiadłam na pniu, zaraz obok Harrego, który obdarzył mnie czułym spojrzeniem albo tylko i wyłącznie mi się tak wydawało. Piekł właśnie kiełbaski na patyku.
 - Widzę, że masz lepszy humor. - uniósł kąciki ust.
 - Zdecydowanie. Dzięki tobie.
 - Dzięki mnie? - zapytał pozytywnie zaskoczony.
 - Tak, a niby dzięki komu?
 - Eh, głuptasie. Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - spojrzał na mnie. Przez chwilę wpatrzył się w moje wargi i przeniósł wzrok na oczy.
 - Harry Styles. - zaczęłam. - Jesteś niepoprawnym zboczeńcem.
 - Wiem. - odparł zadowolony. Chwilę potem ściągnął gotowe kiełbaski na papierowe talerzyki. Jedną zabrał dla siebie, a drugą podał Kath.
 - Chcesz trochę?
 - Jasne.
 - Otwórz usta. Bez podtekstów.
      Ugryzłam kawałek jedzenia i oparłam się o niego mamrocząc pod nosem. Chłopak zaczął się śmiać i objął mnie mocno ramieniem.
      Wieczór nie mógł być lepszy.
 - Gotowi na główną atrakcje wieczoru? - krzyknął Louis z nad brzegu jeziora. Wstałam z miejsca będąc pewną, że brunet pójdzie krok w krok za mną.
 - Idziesz Harry? Chodź! - tuż obok nas pojawiła się blondynka, która momentalnie pociągnęła go za sobą.
      Znów zostałam sama.
      Nie miałam już ochoty tam iść. Widziałam z daleka jak oplotła jego umięśnioną rękę. Jak najgorszy gatunek winorośli, który pnie się tam, gdzie nie powinien.
 
      Mimo uprzedzeń podeszłam bliżej. Eleanor stanęła zaraz obok mnie i podała mi do ręki race.
 - Widzę, że dogadałaś się z Kath. - szturchnęła mnie. - Z Harrym też.
 - Ta, można tak powiedzieć. - uśmiechnęłam się próbując ukryć to, że znowu jestem niezadowolona. Dziewczyna odwzajemniła gest i odeszła w stronę Louisa wpatrując się w falę fajerwerk uderzających w niebo.
      Wyjęłam z szortów paczkę papierosów i zapalniczkę. Zaciągnęłam się dymem. Przynajmniej on towarzyszył mi trochę bliżej bowiem czułam się jak piąte koło u wozu, chociaż wszyscy stali zaraz obok siebie. Czułam się za daleko.
 - Myślałem, że rzuciłaś. - męski głos zabrzmiał zaraz koło mojego ucha. Ledwie go dosłyszałam przez panujący huk i śmiechy dziewczyn.
 - Bo tak jest. - odkrzyknęłam nie odwracając wzroku.
 - Nie bardzo, bo ciągle to robisz. - odparł i przytulił się do mnie od tyłu.
 - Koniec. - rzuciłam patrząc na opadające resztki z ostatniej fajerwerki. - Idę do domu.
 - Nie, zostań. Co się stało? - zdziwiony Hazza spojrzał na mnie tym swoim błagalnym, seksownym spojrzeniem pod którym łamały mi się nogi.
 - Nic, jest zimno. - wyrwałam się.
      Droga minęła mi szybciej niż rano kiedy biegiem kierowałam się w stronę swojego pokoju. Możliwe, że to wina tego iż zajęłam się myślami, byłam po ósmym piwie, chociaż nie byłam o dziwo jeszcze tak pijana albo dlatego, że szłam niczym automat myśląc o ciepłym łóżku. Nic teraz nie miało dla mnie znaczenia. Prawie nic.

 **'So keep your head up, keep your love
keep your head up, my love.'

      Uchyliłam lekko powieki słysząc jak drewniane drzwi ponownie tego dnia zaskrzypiały. Nie zdążyłam nawet zapytać kto wchodzi bez pukania do środka i od razu zamyka za sobą drzwi, bo poczułam jak łóżko ugina się pod ciężarem kolejnej osoby.
      Odwróciłam się ciałem do tajemniczego gościa. Unosił się zaraz obok mnie na łokciu, a w drugim trzymał butelkę wina.
 - Chętna na więcej alkoholu i towarzystwa zboczeńca? - zabrzmiał melodyjnie głos Hazzy.
 - Jasne, że tak.
 - To za co pijemy pierwsze łyki?
 - Nie wiem. - bąknęłam. - A musimy za coś?
 - W sumie to nie. - podał mi butelkę z rozbawioną miną. - Ej, zostaw coś dla mnie. W takim tempie to wszystko wypijesz. - zaśmiał się głośno i odciągnął ode mnie trunek sam się nim częstując. 
 - Przepraszam.
 - Za co? - zaskoczony przerwał picie. - Za co ty mnie przepraszasz? No wiesz.
 - Miałabym za co przeprosić.
 - Niby a co? - zmarszczył brwi i odłożył butelkę.
 - Nie ważne. Za dużo gadasz. - odparłam wtulając się w jego rozpalone ciało. Dzisiejszego wieczoru ogrzewało mnie o wiele przyjemniej.
 - Oho, ktoś tu mówił, że już te pewne schematy go nudzą, a sama je powtarzasz. - powiedział zalotnie otulając moją twarz swoim oddechem.
 - Lepsze już te schematy, niż żeby się nie powtarzały jak inne przyjemne rzeczy.
 - Inne przyjemne rzeczy, tak? - odparł, a moje ciało oblała fala porządania.
      Otworzyłam oczy i nie dowierzając w to co sama mówię pokiwałam głową na tak. Nie mogłam doczekać się aż chłopak rozpocznie dalsze działanie.
      Położył swoją dłoń na mojej talii, tak jak zrobił to kilka dni wcześniej. Wsunął ją pod moją zwiewną koszulkę i delikatnie muskał skórę opuszkami palców, która swoją drogą oblała się gęsią skórką.
 - Evie. - zaczął cicho wprost w moje usta.
 - Tak? - odparłam krótko i zwięźle. Czułam jak coraz ciężej jest mi oddychać.
 - Czy mi się wydaje, czy ty jesteś o mnie zazdrosna kiedy Kath tylko się do mnie zbliża? - jego słowa odbiły się echem od każdej możliwej powierzchni znajdującej się w tym ciemnym pomieszczeniu.
 - Chcesz podbudować swoje ego, Harry? - zapytałam wymijająco.
      Przeniósł swój wzrok prosto wbijając go w moje oczy. Nigdy nie wydawał mi się tak bardzo bliski jak wtedy. Stwierdziłam, że to tylko i wyłącznie cud, że znalazł się obok mnie i nie poszliśmy od razu spać. Bałam się tylko jutra, kiedy chłopak się obudzi i przypomni sobie wszystko to co było wczoraj i stwierdzi, że tam też powinno to zostać.
 - Nie muszę. - szepnął cicho i melodyjnie. 
      Wbijając mnie niezwykle mocno w swoje ciało obdarował mnie pocałunkiem. Nie byle jakim, bo długim i namiętnym. Cały świat obecnie wirował mi w głowie, a ciało odmawiało posłuszeństwa w najbardziej przyjemny sposób jaki mogłam sobie wymarzyć. Jego ciągle ciepła dłoń masowała moje plecy od góry ku dole pozostawiając po sobie niezapomniany, kojący dotyk. Usta chłopaka zachłannie szukały moich, jakby bały się, że za chwilę znikną, a po tym cudownym doznaniu nie zostanie już nic.
      Nagle odsunął się ode mnie i łapiąc oddech położył rękę na moim policzku. Delikatnie, jakby nie chcąc zrobić mi krzywdy, muskał moją skórę.
 - Evie. - powtórzył moje imię, a ja niczym jego kukiełka, która robi wszystko na pociągnięcie sznurka wyczekiwałam tego co powie. - Tylko nigdy się we mnie nie zakochuj.


'It's better to feel pain, than nothing at all
The opposite of love's indifference
Pay attention now, I'm standing on your porch screaming out
And I wont leave until you come downstairs.'
**





Justin Timberlake - Mirrors *
The Lumineers - Stubborn Love**

____________________________________________________

Mam wrażenie, że kilka osób będzie chciało mnie zabić ta taki obrót akcji, ale zobaczycie, że nie będzie tak znowu źle :) Jakby było zbyt sielankowo to to opowiadanie skończyło by się na następnym odcinku. Następny nie wiem kiedy się pojawi, ale nie prędzej niż 27 maja - zerknęłam jeszcze raz w kalendarz.
Sylwia - Mam nadzieję, że rozdział podobał ci się bardziej niż poprzedni :)
Aga - Oczywiście, że piszę jak ja to mam w głowie :) Każda uwaga jest mile widziana, no byle by była na poziomie. Cieszę się, że ci się podoba to co tutaj dodaje! ;* 


Dedykowany dla maturzystki i Isabel Brown  z bloga distancewasafriendofmine
;** 



Liv.
 

12 maja 2013

CHAPTER 8: Two Pieces.

'There's a boy, lost his way, looking for someone to play
There's a girl in the window tears rolling down her face
We're only lost children, trying to find a friend
Trying to find our way back home
.'*


      Tuż po przebudzeniu mój wzrok automatycznie skierował się ku lewej stronie. Próbując się jeszcze upewnić położyłam rękę w miejscu gdzie jeszcze poprzedniej nocy leżał koło mnie chłopak, ale już dawno go tam nie było. Poklepywane przeze mnie miejsce było zimne.
      Leżałam tak zastygła z zadowoleniem wypisanym na twarzy. Wiedziałam, że nikt nie jest aż tak zdolny by zepsuć mi ten cudowny stan w którym się teraz znajdowałam. Był to zdecydowanie mój najlepszy czas by zaznać trochę więcej radości w życiu.
      Dzisiaj miałam do zrobienia kilka rzeczy przed wyjazdem, który zaplanowany mieliśmy na następny dzień. Zacznę od śniadania, chociaż nie jest to mój najulubieńszy posiłek w ciągu dnia. Zawsze kiedy próbuję coś rano przełknąć od razu boli mnie brzuch i jest mi niedobrze. Chcąc zabrać Kath ze sobą muszę do niej uprzednio zadzwonić, więc zrobię to zaraz po zjedzeniu płatków zbożowych. Musiałam się też spakować, ale aby zrobić te wszystkie rzeczy, które tak idealnie poukładałam sobie w głowie, najpierw należałoby wstać z łóżka. Tak też zrobiłam.
      W salonie napotkałam na sobie trzy pary oczu - Nialla, Liama i Zayna. Nigdzie za to nie widziałam pozostałej dwójki.
 - Witaj piękna. - pomachał do mnie radośnie blondyn. Uśmiechnęłam się promiennie.
 - A gdzie reszta?
      Chłopcy popatrzyli na siebie i bezradnie wzruszyli ramionami wracając do swoich poprzednich czynności. Za to ja stałam przez dodatkowe dziesięć sekund w tym samym miejscu próbując domyślić się gdzie mogli się podziać.
 - Liam, podaj płatki. - poprosiłam stojąc za jego plecami.
 - Prosze. - wręczył mi pudełko. - Słyszałem, że jutro wyjeżdżacie z Harrym i Lou.
 - Mhm, zgadza się. Nie mogę się doczekać.
      Wyszłam z kuchni i usiadłam na sofie zaraz obok Nialla i Zayna. Jak zwykle grali na konsoli.
***
      Szłam właśnie w stronę swojego pokoju. Zostawiłam tam komórkę, a przecież miałam zadzwonić do blondynki.
      Właściwie to miałam małe opory aby to zrobić. Widziałam ją raz na oczy zamieniając z nią jednocześnie dwa zdania. Wydawała się miłą, ułożoną i sympatyczną dziewczyną. Katherine niezwykle promieniście emanowała wielkimi pokładami entuzjazmu, który miał gdzieś źródło w jej szczupłym ciele modelki. Przez chwilę nawet poczułam się zazdrosna o jej urodę i podejście do ludzi. Zupełnie inaczej niż ja.
      Wchodząc w zakręt zobaczyłam jak Harry wychodzi z pokoju Louisa. Mój przyjaciel opierał się o framugę drzwi mówiąc coś do bruneta z burzą loków na głowie. Następnie położył mu rękę na ramieniu i zniknął zamykając drzwi. Harry stał tam jeszcze przez chwilę wpatrując się w fakturę drzwi o kolorze kości słoniowej. Uśmiechnął się do siebie i przymykając usta potrząsnął głową. Uniósł wzrok na drzwi prowadzące do mojego pokoju i jakby zamyślił się na chwilę.
      Moje ciało przeszyło miliony igieł kiedy zobaczyłam tą jakby dziecięco szczerą i naiwną emocje na jego twarzy. Zupełnie pierwotna, nieskalana i czysta forma jakiegoś uczucia, która wywoływała u mnie poczucie nostalgii i lawinę wrażliwości.
      Był przepiękny.
      Odszedł w drugą stronę przeczesując dłonią swoje włosy.
      Ruszyłam w stronę pokoju. Szybko wślizgnęłam się do środka i zamknęłam drzwi najciszej jak mogłam. Za żadne skarby nie chciałam zwrócić w tej chwili na siebie uwagi.
      Właściwie ciekawe o czym rozmawiali. Sytuacja którą napotkałam na korytatrzu była co najmniej dziwna i niespotykana, przynajmniej dla mnie. Harry pokazał drugą stronę swojej osobowości odkrywając wszystkie swoje lęki i wady. W jego spojrzeniu, chociaż nie było ono skierowane prosto na moją osobę, zobaczyłam coś o wiele więcej niż mogłam się kiedykolwiek spodziewać.
 'It was like I was in love with her[...] 
Kind of like love before first sign.'**
 
      Chwyciłam za telefon komórkowy w którym zabrzmiał sygnał połączenia. Zacisnęłam delikatnie wargi, co wynikało z uczucia niepewności, i czekałam aż Katherine odbierze telefon.
 - Słucham? - usłyszałam bardzo subtelny, ale śmiały głos dziewczyny.
 - Witaj, tutaj Evie, Evie Bein. Spotkałyśmy się w zeszłym tygodniu w The Growling Rabbit, pamiętasz?
 - Oczywiście, że pamiętam! - ucieszyła się dziewczyna. - Fajnie, że dzwonisz. W sumie to się tego nie spodziewałam.
 - A jednak. - odparłam. - Mam dla ciebie propozycję. Jedziemy z Harrym i Louisem, może z kimś jeszcze, do ich domku letniskowego gdzieś niedaleko Londynu. Nie chciałabyś się z nami zabrać?
 - Co takiego? - zapytała głosem pełnym niedowierzania. - Jasne, że chcę się zabrać. Nie musisz mnie pytać Kiedy?
 - Bądź gotowa jutro w południe. Wyślij mi swój adres to zgarniemy cię po drodze, ok?
 - Nie mogę w to uwierzyć. - wypowiedziała te słowa bardzo szybko. - Dziękuję ci, że o mnie pamiętałaś.
 - Żaden problem. Muszę kończyć. Zadzwonię jutro.
      Odłożyłam sprzęt na stolik nocny zaraz obok budzika i pustego flakonu.  Podeszłam do szafy i wydobyłam z niej walizkę podręczną. Próbowałam ustalić co najbardziej będzie mi potrzebne, a potem wszystkie te rzeczy wrzucić do środka. Nie było ich wiele, ale faktem było, że finalnie zawsze zapominałam czegoś zabrać.
      W pokoju panował już lekki półmrok, a światło padające z kilku statycznych lamp umieszczonych przy drodze oświetlało pokój.
      Sama nie wiedziałam kiedy ten czas tak szybko ucieka, niemalże przecieka przez palce subtelnie je muskając i znika gdzieś pozostawiając po sobie mnóstwo wspomnień. Czasami bolesnych, po których rana nie zabliźnia się tak łatwo i potrzeba czasu połączonego z naszą pracą by się z nimi uporać. Na szczęście ja nie miałam teraz takiego problemu. Czułam się wyjątkowo wspaniale i nawet szczęśliwa.
      Zapięłam walizkę. Wstałam i podnosząc ją do pozycji poziomej oparłam o ścianę.
***
      Zakładałam właśnie sweter, który opinał moje chude ramiona. Bawełniana faktura muskała moją skórkę pozostawiając ledwie wyczuwalne łaskotki. Prawie bose stopy zaczęły swoją wędrówkę ku drzwiom. Na lewym ramieniu zawieszoną miałam torebkę, a w prawej torbę do której wczorajszego wieczoru pakowałam wszystkie potrzebne rzeczy.
      Wychodząc na korytarz spotkałam tam Nialla, który przepraszał mnie, że nie może z nami jechać. Blondyn jest chłopakiem o złotym sercu. Pomógł mi znieść walizkę na dół, gdzie spoglądało na mnie zaskakująco o wiele więcej par oczu niż się spodziewałam.
 - Evie, jednak jedzie nas więcej. - uśmiechnął się Lou i stanął obok mnie.
 - Eleanor! - ucieszyłam się widząc dziewczynę wychodzącą z kuchni. - Jak... skąd ty tu się wzięłaś?
 - Powiedzmy, że zmieniłam trochę plany. Zadzwonił do mnie Louis z wiadomością, że wyjeżdżacie, więc jestem. - przytuliła mnie na powitanie.
      Gdybym tylko wiedziała, że dziewczyna z nami jedzie nigdy nie zaprosiłabym Katherine. Mimo iż wydawała się bardzo miłą dziewczyną wcale jej nie znałam. Mogła okazać się kimkolwiek, a ja osobiście nie miałam obecnie zbyt dobrych przeczuć co do jej osoby. W każdym bądź razie, jak to się mówi, nie ocenia się książki po okładce.
 - Pozwól, że ci pomogę. - mój obiek westchnień uśmiechnął się do mnie promiennie. Chwycił za walizkę i prosząc mnie abym złapała go pod rękę wyszliśmy z domu.  
       Mieliśmy jechać w piątkę, a jako, że auto było duże jechaliśmy jednym. Louis naturalnie usiadł z tyłu razem z Eleanor, natomiast Harry za kierownicą. Moja osoba znajdowała się również na przednim siedzeniu, bo przecież tylko ja wiedziałam jak wygląda blondynka i szukałam jej wzrokiem.
      Podjechaliśmy pod dom Katherine, która wychodziła właśnie z domu. Radość, która pałała z jej twarzy była nie do opisania. Szybko podbiegła do mnie i przytuliła mnie mocno, przy okazji pozbawiła mnie oddechu na kilka sekund. Kiedy podszedł do niej Harry, aby zapakować walizkę do bagażnika, widziałam jak się peszy i chwilę potem rzuca w jego ramiona. Pozytywnie zaskoczony chłopak odwzajemnia uścisk i szczerzy się pełną parą głupkowato.
      Trzasnęłam drzwiami wchodząc do samochodu i zaczęłam nerwowo zapin pasy. Nie miałam zamiaru patrzeć na to jej uwielbienie do idola, głupich uśmieszków i czekać aż ukradnie mi miejsce w samochodzie.

 'W przestrzeniach dni, nad wymiarami chwil
jest więcej w nas, niż mogą zabrać nam.'
***

      Jechaliśmy już od blisko pół godziny. Oddaliliśmy się już od centrum miasta dobrą chwilę temu i zjeżdżaliśmy na jego dalsze przedmieścia.
      Otworzyłam trochę okno, bo brakowało mi tego cudownego powiewu wiatru, który momentalnie wtargnął do rozpędzonego pojazdu.
 - Byłaś tutaj kiedyś? Mam na myśli tę część Londynu. - zapytał Harry. Sama nie byłam pewna do kogo z nas było skierowane to pytanie.
 - Nie, nigdy. - szybko odezwała się Kath, zupełnie jakbyśmy prowadziły jakiś wyścig. - Ale muszę powiedzieć, że jest tu pięknie.
      Poczułam się nagle znudzona. Na dobrą sprawę wyjazd jeszcze się nie rozpoczął, bo nie dotarliśmy na miejsce, ale ja już chciałam wracać. 
      Prychnęłam pod nosem wcale tego nie kontrolując. Harry spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnął się, co widziałam kącikiem oka, jak ukazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów i przez chwilę patrzył na moją twarz.
 - To prawda. Bardzo piękne miejsce.


      Po kolejnych dziesięciu minutach jazdy w końcu byliśmy na miejscu. Zdecydowanie było ono magiczne. Sam domek był drewniany z zewnątrz, posiadał niezliczoną ilość okien, a w środku był urządzony bardzo nowocześnie i pod względem wygody.
      Stałam tak oniemiała, nie wiedząc kiedy wszyscy właściwie już dawno mnie wyminęli i weszli do środka. Przymknęłam rozwarte z wrażenia usta przechodząc przez próg.
 - Evie, Katherine. - przemówił Lou niczym przywódca armii zbrojeniowej. -  Pokaże wam pokoje gościnne.
 - Ja chcę na piętrze! - krzyknęła dziewczyna widząc jak Hazza targa swoje bagaże ku górze, która odgrodzona była linią balustrady od ściany do ściany, więc korytarz był cały widoczny.
 - W porządku. Więc tobie zostaje na parterze, Evie. Ja i Eleanor też mamy swój pokój na dole, tylko po drugiej stronie.
      Ostatni raz spojrzałam jak Harry znika z walizkami za rogiem. 
***
      Dźgałam łyżeczką w żółty pudding, który zabawnie kiwał się na boki.
      Znajdowałam się właśnie w salonie i owinięta kocem ogrzewałam się przed kominkiem. Jak dla mnie nie ma przyjemniejszego uczucia niż stopniowe rozgrzewanie zamarzniętego ciała przy palącym się kominku.
      Louis biegał po całym salonie dyskutując z siedzącą przy stole Ele. Kath, z maślanymi oczkami, wpatrywała się w dwójkę i co chwilę dodawała swoje dwa grosze. W sumie niech się cieszy dziewczyna. Sama bym chciała poznać sławnych ludzi, których darzę sympatią.
 - Nie źduraj tym tak. - powiedział Hazza siadając na fotel obok.
 - A, no tak. - odparłam i pokiwałam głową obdarzając go pół uśmiechem.
 - Zadowolona jesteś z wyjazdu? Pytam, bo jakaś markotna jesteś. Może źle się czujesz? - zapytał z troską w głosie. Za to ja zaczęłam lustrować jego twarz poszukując dobrej odpowiedzi w swojej głowie.
 - Nie, ze mną dobrze. Po prostu jestem śpiąca. Jazda w aucie zawsze mnie wykańcza. - powiedziałam, a on pokiwał głową w zrozumieniu.
      Westchnęłam kiedy w moich ustach wylądował kawałek deseru.
 - Daj mi trochę. - burknął chłopak i otworzył usta. Więc teraz ja mam go karmić?  - No proszę, nie chce mi się wstać... - zrobił smutną minę.
 - Prosze. - nabrałam na łyżeczkę sporą ilość puddingu, którą brunet zamknął w swoich ustach.
 - Dziękuję, kochana jesteś. - pocałował mnie w policzek.
      Co za piękne uczucie mnie ogarnęło w tamtej chwili. Zupełnie mnie obezwładnił. Mógłby robić ze mną co tylko zechce. Poczułam jak moje ciało i umysł ogarnia całkowita sielanka. Kiedy spojrzałam w zieleń jego oczu, zarumieniłam się lekko.
 - Nigdy mi się to nie znudzi. - powiedział cichym tonem przeskakując wzrokiem z jednego do drugiego mojego oka. Miał na myśli różowy kolor, który wypełzł na moją twarz.
      Brunet przysunął do mnie swój fotel. Podkradł mi też trochę koca i sam się nim przykrył.
      Nagle poczułam dodatkowe ciepło bijące z pod naszego powierzchniowego okrycia. Siedziałam bez słowa, a moje ciało bardzo szybko zrobiło się sztywne. Chłopak jakby nigdy nic wpatrywał się w płomień. Poczułam jak bierze moją dłoń i ściska ją wcale nie wyswobadzając z uścisku. Wręcz bawił się nią prowadząc powolną bitwę na palce.
 - Hej, spokojnie. Nikt ci nic nie zrobi. - zaśmiał się widząc moją zdezorientowaną twarz i dał mi przysłowiowego pstryczka w nos. - Rozluźnij się, masz wakacje.
      Jego słowa powoli zaczęły do mnie docierać. Położyłam głowę na jego ramieniu.
      Nie miałam pojęcia dlaczego nagle zebrało mu się na jakieś czułości. Może po prostu najzwyklej w świecie nie miał co robić albo za wszelką cenę chce mi umilić wyjazd. Postanowiłam po prostu korzystać, jednak nie trwało to długo, bo do naszej dwójki postanowił dołączyć intruz płci żeńskiej.
      Nieprzyjaźnie mruknęłam pod nosem unosząc głowę. Hazza tylko ścisnął pojednawczo moją dłoń, którą wciąż się bawił pod kocem.
 - Więc, Harry, opowiedz mi coś więcej o zespole i w ogóle. - blondynka trajkotała bez końca.
 - Idę wziąć prysznic i się położyć. - szepnęłam blisko ucha chłopaka.






Demi Lovato - Two Pieces*
"Beautiful Creatures"
by Kami Garcia&Margaret Stohl **
Ada Szulc - 100 Miejsc***

_____________________________________________________________________
Wiem, że trochę krótkie, nawet jak na mnie. Do poniedziałku powinna pojawić się kolejna część - próbuję nadrabiać. Soundtrack z tego rozdziału pochodzi z najnowszej płyty Demi Lovato. Nie słucham takiej muzyki, ale uwielbiam ją jak nie wiem co <3
UWAGA! Przeczytałam to na jednym z blogów i uznałam za dobry pomysł. Jeśli piszecie do mnie na anonimie to też nie zapominajcie się podpisać. Ułatwi to sprawę i będę wiedziała co kto mówi.
Pozdrawiam i kocham,


Liv.


     

06 maja 2013

CHAPTER 7: In Between Us.

* 'I’m not angry anymore
Well, sometimes I am
I don’t think badly of you
Well, sometimes I do.'

      Szłam jedną z uliczek Londynu. W lewej dłoni trzymałam telefon z włączoną nawigacją. W tym samym czasie przegryzałam też soczyście zielone jabłko.
      Było zupełnie w takim samym kolorze jak jego oczy, którymi obdarowywał mnie zawsze przenikliwym spojrzeniem. 
      Byłam umówiona na spotkanie z nowym znajomym. Nie wiedziałam nawet dokładnie jak dotrzeć na miejsce, ale zdałam się na technike, jak już wcześniej wspomniałam. Podąrzałam w kierunku najbardziej ruchliwej części miasta. Steve podając adres powiedział, że ma swój klub i będzie musiał załatwić tam kilka spraw dzisiejszego dnia, więc tak wypadło iż tam właśnie miałam się z nim spotkać. To całkiem nowe miejsce, a otwarcie ma być za tydzień.
      Za równy tydzień zostanie mi dwa tygodnie pobytu z Louisem. Nie zapominając o Harrym, który wkradł się w mój umysł.
      Usłyszałam kobiecy, nieco automatyczny, głos oznajmiający mi, że dotarłam pod wskazany adres. Problem w tym, że nie widziałam nigdzie tego miejsca docelowego. Zaczęłam więc obracać się w okół własnej osi aż w końcu kątem oka wyłapałam po drugiej stronie ulicy owy klub.
      Było południe, a przy wejściu stał ochroniarz. Dzielnica nie była wyjątkowo niebezpieczna, ale chłopak wolał dmuchać na zimne nawet jeśli nie było jeszcze za wiele czego chronić.
 - Pomóc w czymś? - zabrzmiał postawny mężczyzna.
 - Jestem umówiona. Ze Stevenem.
      Spojrzał na mnie trochę bardziej badawczym wzrokiem. Wyjął krótkofalówkę i rozmawiając z innym pracownikiem, który zweryfikował moje spotkanie ze swoim szefem, wpuścił mnie do środka. 
      Budynek w środku był bardzo klimatyczny. Wymagał jeszcze pracy, ale to co zastałam na tamtą chwilę było na prawdę intrygujące i wyglądało obiecująco.
 - Evie, jesteś! - zobaczyłam jak Steve macha do mnie radośnie. - Udało ci się dotrzeć. No, i jak ci się podoba?
 - Muszę powiedzieć, że bardzo. - usiadłam na krześle barowym obok blondyna. Siedział przy papierach, które chwile potem odstawił na bok.
 - Coś lekkiego raz. - pstryknął zabawnie na barmana, który chwilę potem postawił przede mną szklankę. - Co u ciebie? Chwilę się nie widzieliśmy.
 - Właściwie to widzieliśmy się tylko raz.
 - Racja. - zaśmiał się. - W takim razie nie bałaś się, że jestem jakimś psychopatą albo coś w tym stylu? W końcu przyszłaś na moje terytorium.
 - Czy ty coś sugerujesz? - wykrzywiłam twarz w lekkim uśmiechu. - Oczywiście, że nie. Może trochę.
      Steve spojrzał na mnie i z dezaprobatą pokiwał głową po raz kolejny unosząc kąciki ust. Trzeba było przyznać, że na prawdę fajny z niego człowiek.        
 - W sumie mam co ciebie sprawę. - skupił się na mnie. - Wiesz, że otwieram ten bar, a w związku z tym potrzebuję pracowników. Szukam fajnych osób do zespołu. Nie chciałabyś dla mnie pracować?
      Nie wiedziałam co przez chwilę odpowiedzieć.
 - Chciałabym mieć takiego równie fajnego szefa jak ty, ale niestety, za niedługo wracam do swojego kraju i raczej nie mam takich możliwości. - wzruszyłam ramionami.
 - Szkoda. - westchnął. - W razie czego masz mój numer. Dla ciebie zawsze znajdzie się miejsce.
***
      Z wyjątkowo dobrym humorem weszłam do małej stacji benzynowej. Nucąc pod nosem jedną z moich ulubionych piosenek otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej puszkę gazowanego napoju.
      Kiedy wyszłam na pole moją twarz subtelnie otulił wiatr, który dzisiejszego ciepłego dnia dawał trochę ochłody.
      Ruszyłam przed siebie wkładając słuchawki do uszu i na chwilę, jakby automatycznie, przymknęłam oczy. Zupełnie niespodziewanie wpadłam na kogoś wytrącając sobie puszkę z dłoni. Cała zawartość rozlała się tuż pod moimi nogami. Z grymasem na twarzy uniosłam wzrok na osobę, która wciąż stała przede mną.
'It depends on the day
The extend of all my worthless rage
I’m not angry anymore.'
*
       Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i wytężyłam mocniej wzrok. Z drugiej strony wcale nie musiałam tego robić, bo ten łobuzerski uśmiech rozpoznałabym wszędzie.
 - Co ty tu robisz?
 - A co się robi na stacji benzynowej? - odpowiedział zakręcając kurek od wlotu paliwa. - Wsiadaj, a ja zapłacę.
      Mogłabym przysiąc, że to zrządzenie losu.
      Posłusznie weszłam do samochodu Harrego i zapięłam pasy. Chwilę potem chłopak także wsiadł do pojazdu i wyciągnął ku mnie rękę z nowym napojem. Chwyciłam ją, ale nie otworzyłam. Hazza miał tendencje do zbyt gwałtownego hamowania, a ja nie chciałabym ponownie stracić zawartości puszki, do tego na swojej osobie.
 - Wracasz z klubu?
 - Dokładnie tak. Szłam właśnie do domu.
 - Do domu? Zobacz jaka piękna pogoda. - zmarszczył czoło i zdjął okulary. - Zabiorę cię gdzieś, i tak nie mam nic dzisiaj do roboty.
 - Może ja mam...?
 - Oj, to nieistotne. - cmoknął unosząc jedną brew.
      Po piętnastu minutach jazdy zaparkował na jakimś małym molo. Wysialiśmy z auta i ruszyliśmy bliżej brzegu, gdzie też usiadliśmy na kamieniach.
      Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ale piasek wciąż był przyjemnie ciepły w dotyku. Robiło się trochę chłodno, ale przy chłopaku nie w sposób było czuć chłód. Po prostu.      
      Otworzyłam puszkę, którą chwilę potem przyłożyłam do ust. Harry w tym samym momencie zrobił to samo ze swoją.
 - Co tam słychać u Stevena? - uniosłam wzrok zderzając się z jego spojrzeniem.
 - Chyba wszystko ok. - wbiłam wzrok w swoje dłonie. - Wiesz, zaproponował mi pracę.
 - No co ty? To świetnie! Przyjmiesz?
      Obdarzyłam go wzrokiem pełnym zdziwienia.
 - Oczywiście, że nie. To znaczy pewnie, że bym chciała, ale przecież ja tu nie zostanę. Mam dom w innym kraju.
      Chłopak pokiwał głową w zastanowieniu. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, a potem usłyszałam ciche westchnienie.
 - Racja. W takim razie musimy ten czas wykorzystać najlepiej jak umiemy. - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i stuknął swoją puszką o moją.
      Kolejnego zdziwienia jakie malowało się na mojej twarzy nie w sposób było opisać. Czy on właśnie powiedział, że będzie ze mną spędzał więcej czasu, czy może to tylko moja chora wyobraźnia płata mi figle?
 - Więc co chcesz robić jutro? Jeśli nie masz nic w planach chętnie zabiorę cię w kilka miejsc. Co ty na to?
 - Właściwie to nie wiem, musiałabym pomyśleć. Zależy od Louisa.
 - Od Louisa? To tylko i wyłącznie zależy od ciebie. - delikatnie szturchnął mnie w ramie. - Należy ci się jakaś inna rozrywka.
 - W sumie to masz racje. Po prostu nie chcę sprawiać problemów. W końcu jestem tylko jakąś tam znajomą. - przełknęłam ślinę, która dziwnie ugrzęzła mi w gardle na te słowa.
     W zamian za to poczułam jak Harry zarzuca mi rękę na ramie, a w moim brzuchu od razu zalęgło się od motyli.
 - Wybij sobie z głowy takie bzdury. Ty mi żadnych problemów nie sprawiasz, ani chłopakom. Jesteś naszą perełką w domu. Mówię serio. - przytaknął sam sobie głową i po raz kolejny na mnie spojrzał. - Może nie znamy się długo, ale bardzo cię lubię. Poza tym te rozmowy przez kamerkę są dla mnie takie sentymentalne. - zabrzmiał poetycko, a ja zaśmiałam się pod nosem.
'Some things just,  
Some things just make sense 
And one of those is you and I.'**
      Podkuliłam bardziej nogi, które zamknęłam w żelaznym uścisku.
      W tamtej chwili byłam bardzo szczęśliwa. Niczego mi nie brakowało. Miałam przy swoim boku najwspanialsze osoby na świecie. Miałam kochającego Louisa, który był dla mnie jak rodzina. Miałam chłopaków, którzy służyli zawsze pomocą i byli przemili. Miałam też Harrego, który z każdym kolejnym dniem stawał mi się coraz bliższy i potrzebny do codziennego bycia. 
 -Mam pomysł.
 - Jaki? - radośnie odpowiedziałam.
 - Lubię ten entuzjazm. - odparł. - Co ty na to, żeby wyjechać gdzieś na kilka dni? Pogoda jest cudowna, szkoda ją marnować. Moglibyśmy pojechać z chłopakami do naszego domku letniskowego.
 - Wiesz, bardzo podoba mi się ten pomysł.
 - Świetnie. To załatwione. Trzeba jeszcze ugadać się z resztą - wstał otrzepując spodnie, a następnie podając mi dłoń. - Wracamy? Robi się zimno i ciemno.
***
      Weszliśmy do domu.
      Swoje kroki skierowaliśmy do kuchni, gdzie chłopak przygotował niesamowicie smaczną kolację. Delektowałam się każdym małym kęsem, który lądował w moich ustach.
      Czułam się jak nastoletnia dziewczyna, która przeżywa swoje pierwsze większe uczucie. Właściwie to chyba dla mnie było ono całkiem nowe bowiem nigdy nie czułam się tak wspaniale jak w towarzystwie Hazzy. Całkiem inaczej niż w relacji z innymi ludźmi. Bez wątpienia mogłaby zrodzić się między nami niesamowita przyjaźń. Tego jestem pewna.
 - Pójdę sprawdzić co z Lou. Nie widziałam się z nim cały dzień.
 - Jasne. Dzięki za dzisiaj. - odparł i odwórcił się by włożyć naczynia do zmywarki.
      W pełni usatysfakcjonowana z dzisiejszego dnia wbiegłam po schodach i zapukałam do pokoju przyjaciela. Lou czytał właśnie jakąś książkę ze słuchawkami w uszach.
 - Cześć! - krzyknęłam opadając na łóżko.
 - CHOELRA! - wrzasnął przestraszony i uderzając o stolik nocy spadł na ziemię.
- Nic ci nie jest?! Przepraszam. - pomogłam mu wstać, a on spojrzał na mnie z grymasem bólu na twarzy.
 - Nie, nic, wcale. W ogóle to co dziś robiłaś? Nie widziałem cię od śniadania.
 - Byłam u Steve w tym klubie, a potem...
 - Potem? - usiadł po turecku i przypatrzył mi się.
 - Spotkałam przypadkowo Harrego na stacji benzynowej i spędziliśmy trochę dnia razem.
      Lou pokiwał głowę jakby trochę analizując moje słowa.
 - Rozumiem. - odparł zagadkowo i przetarł brodę lewą ręką. - Chcę ci zadać pytanie, ale się nie denerwuj, ok?
 - No, pytaj.
 - Czy ty i Harry, czy wy coś... razem, do siebie... - próbował złożyć zdanie.
      Nie spodziewałam się tego pytania. Czyżby aż tak było widać jakim uczuciem go daże?
 - O czym ty mówisz? - zaśmiałam się nerwowo, a twarz chłopaka przybrała znudzony wyraz.
 - Przecież mi możesz powiedzieć. Wiesz o tym.
      Zastanowiłam się przez chwilę, jakby analizując za i przeciw. Jednak w mojej głowie pojawił się chaos i niewiele mogłam wymyślić na odpowie w tej chwili.
 - Nie ma nic. Nawet jakby było to co? Przecież ja nawet nie mieszkam w tym kraju.
 - A mogłabyś. Aż tak bardzo śpieszy ci się do domu? - zaskoczył mnie po raz kolejny.
 - Nie wiem, musiałabym się zastanowić. Było by świetnie mieć cię zawsze koło siebie. No, może oprócz tego kiedy jesteś w trasie.
 - Fakt, ale wracając do tematu. Widzę, że coś jest na rzeczy.
 - Skoro tak drążysz ten cholerny temat. - wywróciłam oczami. - Ja chyba coś czuję. Sama nie wiem.
 - Widzę jak dzisiaj promieniejesz. To chyba najlepszy dowód. - zaśmiał się ze mnie, za co uderzyłam go poduszką w głowę, którą chwilę temu miętosiłam w dłoniach.
 - No i co z tego? Przecież my się ledwo znamy, a on nigdy by nie spojrzał na kogoś takiego jak ja. To nie jest realne i nigdy nie będzie. Więc daj spokój już. - wyrecytowałam zmęczona wywiadem, który przeprowadzał Lou.
 - Już, już. - przyjaciel otulił mnie mocno i pogłaskał po głowie. - Nie wiesz jak będzie, więc nie piernicz głupot. Rozumiesz?
 -  Ta. - burknęłam.
 - Co to miało być?! - krzyknął i zaczął mnie łaskotać. Strasznie tego nienawidziłam.
      Chwilę potem cały dom rozbrzmiał od mojego śmiechu.      
*** 
      Przez te wszystkie sugestie o pozostaniu w Londynie przez chwilę się rozmarzyłam. Jakby to było gdybym zdecydowała się tutaj zamieszkać i mieć bliżej te wszystkie kochane osoby i na prawdę dobrą pracę. Tylko, że miejsca zamieszkania nie zmienia się od tak, podejmując decyzję w jedną czwartą doby. 
      Usłyszałam pukanie do drzwi. Zastanawiałam się kto o tak później porze jeszcze nie śpi.
 - Proszę. - odparłam ciągle leżąc w łóżku.
 - To ja. Znowu. - odparł Harry. - Mogę?
 - Przecież już powiedziałam "proszę". - zaśmiałam się, a brunet podszedł do łóżka i oparł dłonie o framugę.
 - Rozmawiałem z chłopakami o tym wyjeździe. No i jest problem.
 - Jaki?
 - Liam już ma zaplanowany czas ze swoją dziewczyną, Zayn tak samo, a Niall jedzie do kumpla. W końcu dla nas to też ostatni czas wolny przed koncertami.
 - Szkoda. - odwróciłam się na bok. Chwilę potem chłopak położył się twarzą do mnie.
 - Zawsze możemy jechać we trójkę. Ewentualnie zabierzmy Stevena i może spróbuję załatwić ci jakąś koleżankę, żebyś nie czuła się źle. Co ty na to?
      Właśnie w tym momencie przypomniałam sobie o Katherine, którą poznałam w kawiarence kilka dni temu. Wydawała się świetnym towarzyszem, a na pewno ucieszyłaby się ze wspólnego wyjazdu z idolami.
 - Właściwie to znam jedną osobę płci żeńskiej, którą bym chciała ze sobą zabrać.
 - Tak? Ładna jest? - zaśmiał się przygryzając wargę.
 - Głupek! Nie dla ciebie.
 - Jak to? Dla ciebie w takim razie, tak? Wolisz dziewczyny?
 - A skąd! Po prostu nie będziesz mi obmacywał koleżanek, ty zboczeńcu. - ujrzałam w jego oczach tańczące iskierki.
      Poczułam jak jego dłoń wędruje na moją talię. Przeszedł mnie zimny dreszcz, kiedy poczułam jego dotyk.
 - No i co się boisz? - zaśmiał się gromko.
 - Ja?! Wcale się nie boję! Po prostu przestań robić te swoje...te takie...
 - Moje co? - uśmiechnięty od ucha do ucha przeszył mnie wyostrzonym spojrzeniem.
 - Nico.
 - Na prawdę cię uwielbiam. - zabrał rękę z mojej talii i poczochrał mi włosy, na co skrzywiłam się od razu. - Mogę cię o coś zapytać?
 - Jasne. Tylko nic zboczonego, bo uznam cię za skończonego idiote.
      Ponownie tej doby uniósł lewy kącik ust. Przez chwilę wpatrywał mi się w twarz lustrując ją milimetr po milimetrze.
 - Co o mnie sądzisz? Tylko szczerze.
      Przez chwilę całe życie stanęło mi przed oczami. Nie, to nie z powodu tego, że zaraz miałam zejść na zawał. Po prostu po raz kolejny dzisiejszego dnia zadano mi pytanie, które całkowicie wytrąciło mnie z równowagi. Czy to jakiś żart?
    ***'My heart is bigger than the distance
In between us, I know it cause I feel it beating'
      Chyba nigdy nie ruszę na przód.
 - Myślę, że jesteś fajnym, zabawnym i przystojnym gnojkiem, Haroldzie.
 - Nie mów tak do mnie. Nie lubię jak się mówi do mnie Haroldzie. Zaraz, jestem przystojny dla ciebie? - wyłapał z dumą.
 - A nie? Zapytaj każdej fanki.
 - To są fanki. One by mnie kochały jakbym miał nieumyte włosy i brakowało by mi zębów.
 - Nie bądź niegrzeczny. - skarciłam go.
 - Masz racje. - odparł poważnie.
 - Dokładnie. Słuchaj starszych.
 - Zaraz, jesteś starsza tylko i wyłącznie dwa lata. To nie czyni się mądrzejszą!
 - Jak to nie? Jak miałam te dwa lata to ty dopiero zaczynałeś wrzeszczeć w szpitalu.
      Przypatrzyłam się jego twarzy. Miałam niesamowitą ochotę wtulić się w te ramiona i przez chwilę tak potrwać. Brakowało mi tylko odwagi, a w środku mnie powoli rodził się strach, że pewnego dnia chłopak mnie odrzuci. Jak starą zabawkę.
      Poczułam jak Harry dotyka dłonią tył mojej głowy i przyciąga mnie delikatnie do siebie. Złożył na moim czole pocałunek, jakby nie chciał zrobić mi przy tym krzywdy, jednocześnie badając teren czy czasami nie dostanie po głowie. Jednak mnie całkowicie spowiło uczucie parażliżu od samego czubka głowy po palce u stóp. Kiedy oderwał usta zetknął swoje czoło do mojego i przymknął oczy.
 - Nie jesteś zła, prawda?
 - N-nie. - wydukałam równie cicho.
 - Ciesze się. - otworzył oczy i odsunął się ode mnie. Pogłaskał mnie jeszcze delikatnie po policzku. Zaśmiał się, bo chyba poczuł ciepło od zarumienienia.
      Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia. Ledwo zauważalnie uśmiechnięta wtuliłam się w tors chłopaka, który bez zastanowienia objął mnie i szczelniej okrył kołdrą.
 - Dobranoc. Znowu chyba śpimy razem w takim wypadku. - zaśmiał się.
 - Chyba tak.

'There is a moment in your life, when you miss someone so badly, you just want to hug them so tight and make them realize how much they mean to you.'  



Paramore - interlude: I'm Not Angry Anymore *
Paramore - Still Into You **
Paramore - Proof ***  

___________________________________________________________
-> ASK.FM <-
Wiem, że krótki, ale coś w końcu musiałam napisać. W dalszym ciągu nie jestem zadowolona z tego co pisze! Dziękuję za wszystkie komentarze. Postaram się nadrobić w sobotę. Na prawdę, ciągle mam egzaminy (do wtorku) i uwierzcie, że nie ma z nimi żartów. Potem będę mieć wakacje, więc będę się pojawiać częściej. Odcinka nawet nie czytam, idę się dalej uczyć mimo tego, że jest druga w nocy. Na blogi zaglądnę jak wrócę z uczelni.
Dziękuję i kocham!

Liv.