18 lipca 2013

CHAPTER 11: For what it's worth.


Witajcie kochane ;*


Mam nadzieję, że jakoś tym rozdziałem wam się zrekompensuje, że ponownie mnie tutaj zabrakło. Przyznam, że trochę wypadłam z akcji, która się toczyła w mojej głowie, ale postanowiłam trochę pójść w końcu do przodu. Same przeczytacie.

Wybaczcie jeśli znajdziecie jakieś błędy. Jestem jeszcze chora i ciężko mi je wypatrzeć.

Miłego czytania!


***


~SOUNDTRACK~

      Nic nie mówisz znów, ja milczę też, ale oboje mówimy: "chyba chcę, lecz wybacz, trochę się boję.'

      Od czasu naszego powrotu do Londynu raczej starałam się stronić od ludzi. Nie dlatego, że znów miewałam swoje humory, które rozsiewałam wśród otoczenia, po prostu nie odczuwałam potrzeby zbytniej interakcji z innymi przedstawicielami mojego gatunku. Spędzałam jednak czas z moim Lou, który niebywale był zadowolony z efektów jakie ja i Harry odnosiliśmy. Powiedzmy, że tak było.
     Harry ciągle próbował być dla mnie tym zabawnym, słodkim i przyjaznym kolegą, który służył pomocą, ale na tym właściwie kończyła się jego rola. Czuliśmy, że coś rodzi się pomiędzy nami, jednak żadne nie miało odwagi by ponownie spróbować. Ja - za bardzo bojąca się odrzucenia, a on... Sama nie wiem. Próbował się zbliżyć, chociaż o milimetr, ale zawsze los powtarzał nam, że nie możemy albo że przynajmniej jeszcze nie nadszedł ten czas. Tylko, jeśli kiedyś go dostaniemy, to jak rozpoznać tą naszą złotą erę?
     Przetarłam zimne ręce, zarzucając przy tym nogę na nogę. Przysunęłam krzesło bliżej stolika i sięgnęłam po kubek ciepłej herbaty, która kilka minut później przyjemnie rozgrzała moje wnętrze.
     Nagle moje ciało przeszło tysiące dreszczy, kiedy w progu kuchni pojawił się Zayn obdarowywując mnie uśmiechem, uprzednio wyciągając sok z lodówki.
 - Mnie się nie musisz bać. Czemu siedzisz sama?
 - Jestem trochę zmęczona. Myślałam czy by czasami nie wybrać się do Steve'a, ale pogoda trochę pomieszała mi plany. - powiedziałam patrząc na szarą jesień za oknem.
      Malik jedynie pokiwał głową i dosiadając się do mnie spojrzał mi w oczy.
 - Od kiedy to ciebie może zatrzymać pogoda? Ubierz się ciepło, weź parasol i przebieraj nogami. Nie ma co siedzieć w domu. W sumie to chętnie wybiorę się z tobą, co ty na to? - zaproponował dość pewnie.
      Miał racje. Coś się nagle we mnie zmieniło i to wcale nie na lepsze. Dlaczego nagle miałabym odmawiać sobie przyjemności, bo nie wyszła mi jedna rzecz w życiu, której tak bardzo chciałam? Nie wszystko jest skreślone swoją drogą, a na pewno nie skazuje mnie to na wieczne biadolenie w domowym zaciszu.
 - Może później.
 - A jak tam...
 - Normalnie. Nic nie ma, nie było i niech tak zostanie. - odpowiedziałam wyprzedzając jego pytanie.
 - Daj mu czas.
 - Ale Zayn właściwie to niepotrzebnie nakręciłam jakąś głupią akcje. Teraz się równie głupio czuje, wiesz? Dziwnie jest mi patrzeć wam w oczy. Nie dlatego, że kogoś lubię, w końcu każdy może się zauroczyć, ale że tak wyszło. Po prostu nie lubię załatwiać takich spraw na forum wszystkich dookoła, a sama do tego dopuściłam.
 - Hej, Evie. - Malik przybrał rozczulający wyraz twarzy i kucnął zaraz przy moim krześle. - Wcale nie masz za co się wstydzić. Nikt cię tutaj nie będzie wytykał palcami, a jeśli będziesz chciała kiedyś pogadać to wiesz, że do mnie możesz także się zwrócić. Myślę, że Niall i Liam także są gotowi wyciągnąć do ciebie rękę. Z zauroczeniem bywa tak, że czasami nie jest trafne i przeminie. On, - zaciął się na chwilę, jakby nie chciał powiedzieć za dużo. - ...po prostu troszczy się o ciebie, a to już dobry początek.
       Poczułam lekki gniew, który się we mnie kiełkował. Rozumiałam, że chłopak właśnie mnie pociesza, uśmiecha się przyjaźnie, kładzie mi rękę na ramieniu delikatnie nią poklepując, ale coś mi tu nie grało. Nikt z całej czwórki nie chciał powiedzieć mi dlaczego Harry reaguje na mnie w taki sposób, a w powietrzu definitywnie można było odczuć, że jego wyborami kieruje coś więcej niż tylko jakaś upartość i brak chęci na rozpoczęcie czegoś nowego. Mimo wszystko odwzajemniłam ciepło wypisane na twarzy czarnowłosego i wyszłam z kuchni.
       Wtedy drzwi frontowe otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł całkowicie przemoczony Harold. Dom momentalnie zaniósł się jego nie pohamowanym uroczym śmiechem. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze kiedy zdejmując buty jednocześnie odgarniał z czoła swoje mokre loki.
        Nagle moje serce praktycznie całkowicie się zatrzymało. Za chłopakiem do domu weszła pewna nieznajoma mi, ale i piękna brunetka, która kiedy tylko zauważyła zastygła przyglądając się mojej osobie. Zaraz za nią zrobił to samo brunet i w delikatnym zakłopotaniu ściągnął kurtkę.
 - Hej. - pomachała zakładając za ucho kosmyki włosów, a Malik odpowiedział jej równie przyjaźnie. Czyli znają ją tutaj już dłużej.
 - Evie, to jest... - zaczął Harry.
 - Mi też cię miło poznać. - wycedziłam na szybko próbując zabrzmieć jak najbardziej przyjaźnie. - Na pewno jest wam zimno. Zrobię wam herbatę, a wy się przebierzcie.
      Szybkim krokiem wróciłam do pomieszczenia, w którym przebywałam wcześniej i pacnęłam się otwartą dłonią w czoło. Zauważyłam jeszcze zmieszany, zdziwiony wyraz twarzy mojej sympatii, który z uśmiechem na ustach ruszył ze swoją koleżanką w stronę swojego pokoju.
      Moja nerwowość znów dała mi popalić i wplątała mnie w sytuację gdzie muszę być usługującą chłopaka, którego lubię nad wyraz oraz jego nieznajomą przyjaciółkę. Z drugiej zaś strony miałam wreszcie okazje, żeby pokazać, iż jestem ponad tą całą głupią sytuacją. Mogłam w końcu wrócić do postawy tej dziewczyny, która kilka tygodni temu pojawiła się w tym domu z walizkami.
 - No, tak trzymaj kochana. Miło z twojej strony. - Malik puścił mi oczko.
      Chwilę później wychodziłam już po schodach z tacą.
      Właściwie dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak głupio będzie mi zapukać do drzwi Stylesa. Przecież mogę im przeszkodzić. Spodobała mi się ta myśl, jednak nie miałam na to zbyt dużej odwagi. Stanęłam więc pod samymi drzwiami, ale usłyszałam jedynie śmiechy i rozmowę zawierającą jakieś wspominki z lat dzieciństwa. Czyli znają się już dość długo.
 - Przyniosłam herbatę. - uchyliłam drzwi czekając w ich progu.
 - Dzięki wielkie, bo strasznie przemarzłem. - doskoczył do mnie Harry. W jego oczach dostrzegłam wdzięczność i pełne zadowolenie.
 - Nie ma za co. - chwyciłam za klamkę od drzwi i tyle mnie było widać.
     Odetchnęłam z ulgą.
     Wcale nie chciał, żebym została w środku. Fakty są takie, że to jego jakaś przyjaciółka z dzieciństwa, wygląda, że są blisko, a z taką nigdy nie będę miała szans, nawet jeśli zdecydowałabym się pozostać w Londynie. Pech.
      ***
     Na dworze powoli zaczynały włączać się latanie oświetlając trochę ciemne już ulice. Siedziałam samotnie w salonie z książką w dłoni, czekając na powrót Louisa, który wczoraj postanowił osobiście odwieść Eleanor do domu.
      Tajemnicza dziewczyna już dawno wyszła z pokoju Harolda pozostawiając go tam samego. Ukradkiem widziałam jak świergotała jeszcze z resztą chłopaków by następnie całkowicie zniknąć z posesji. Byłam z siebie dumna, że udało mi się w końcu tak bardzo nie przejmować. Chłopak ma wiele koleżanek i chętnie z nimi rozmawia. Nic mi do tego.
       Zamknęłam książkę i skierowałam kroki w stronę swojego pokoju. Nie mijałam nikogo, ale to nic dziwnego - chłopaki korzystali z resztek wolnego czasu przed trasą. Przechodząc obok pokoju Hazzy usłyszałam dziwne jęki. Oh, czyżby wróciła? Miałam ochotę ominąć ten pokój szerokim łukiem, a najlepiej wyjść i z zewnątrz wejść przez drabinę oknem tak, aby nie kusić losu na moje dalsze rozmyślania o ich wspólnej zabawie, ale coś nie dawało mi spokoju. Dźwięki, które wydawał chłopak wcale nagle nie brzmiały już dla mnie jak wicie się z rozkoszy.
      Otworzyłam drzwi.
 - O matko, Harry... - upuściłam książkę, którą szczelnie otulałam ramionami i podeszłam do łóżka. - Co ci jest?!
      Czoło chłopaka było niesamowicie rozpalone, a na twarzy pojawiały się krople potu. Mamrotał coś pod nosem i wymachiwał rękami. Chwilę potem siedziałam już przy nim z miednicą pełną zimnej wody robiąc mu zimne okłady i pojąc wodą.
 - Masz, weź antybiotyk.
 - Nie chce! - wzbraniał się jak małe dziecko.
 - Nie marudź tylko raz mnie posłuchaj, bo wezwę karetkę! - krzyknęłam zdenerwowana całą tą sytuacją.
     Grzecznie usiadł i popił dwie pigułki.
 - A teraz śpij.
     Po walce z upartym Harrym udało mi się zbić gorączkę. Czułam się niesamowicie senna, ale coś nie pozwalało mi jeszcze spać. Nie mogłam, bo w każdej chwili mogłam mu być potrzebna, a dom okazał się pusty.
 - Evie, dziękuję. - usłyszałam po jego ponad półgodzinnym milczeniu.
 - Nie ma za co, idioto. Jak chciałeś romansować to mogłeś to zrobić w domu, a nie udawać bohatera i biegać po aż takim deszczu.
 - Skąd aż tyle jadu, kurdup...
 - Cicho, bo cię zdzielę po tej twojej obolałej głowie! - zaśmiałam się widząc w końcu mniej cierpienia na jego twarzy.
 - Przyznaj w końcu, że jesteś zazdrosna. - ledwie otworzył oczy i spojrzał na mnie nieco zmęczony.
 - Nie jestem, po prostu mówię, że mogłeś na siebie bardziej uważać.
 - Na pewno?
 - Tak, dlaczego to takie dziwne? Lubię cię, dobrze o tym wiesz, ale to nie znaczy, że muszę wariować kiedy widzę cię z jakąś laską. - wydusiłam i położyłam świeżo zmoczoną szmatkę na jego czoło.
 - To była Gemma, moja siostra.
 - Co? - zapytałam jakby niedowierzając.
 - Chciała cię poznać, ale dziwnie uciekałaś. Chociaż byłaś bardzo miła. - szepnął z delikatnym uśmiechem wprawiając mnie w zakłopotanie.
     Na moje policzki wyszedł rumieniec, dobrze, że niezauważalny w półmroku, który panował w pokoju. Otwierałam co chwilę usta próbując wydusić z siebie kilka słów, uderzyć go jakąś ripostą, ale nic w tym momencie nie przychodziło mi do głowy.
 - Nie jesteście podobni. - wypaliłam, a chłopak wybuchnął salwą śmiechu.
 - Masz w sobie coś wyjątkowego. - wypalił.
 - Harry, ty ciągle masz gorączkę i pleciesz już głupoty. Spróbuj zasnąć, proszę.
 - Może i mam tę gorączkę, ale wiem co mówię.
     Czułam się jak zwierzyna na polowaniu. Miałam ochotę uciec z tego pokoju chociaż w końcu poruszał temat, który spędzał mi sen z powiek od dobrych ostatnich kilku dni. Może przestało mi zależeć albo już pogodziłam się z tym, że wyjeżdżam i muszę zostawić wszystko za sobą w tyle? Jedno było pewne - bałam się tego co może nastąpić.
 - Nie chcę się tłumaczyć dlaczego postępuje w taki sposób, a nie inny. Polubiłem cię, Evie, i każdy moment, który spędzam z tobą jest dla mnie cenny i wyjątkowy, ale... - przełknął głośno ślinę.
     Zapadła cisza. Nikt nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Po prostu patrzyliśmy sobie w oczy jak dwójka zauroczonych w sobie szczeniaków. Bał się dać mi nadzieję, bo sam nie wiedział czego chce, ale to co widziałam w jego spojrzeniu już samo z siebie napawało mnie optymizmem.
 - Cholera. - zaklął i przyciągnął mnie do siebie.
       Opadając obok niego na łóżko poczułam jak kładzie na mnie swój nagi tors i wbija swe usta w moje. Szczerze z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ma najbardziej miękkie i soczyste usta na świecie. Błądził dłońmi po mojej twarzy, a następnie zsunął je na moje piersi i talię.
     Poczułam nagle falę pożądania, której nigdy wcześniej w życiu nie zaznałam. Moje kontakty z mężczyznami były już w stadium zaawansowanym, ale to co serwował mi brunet było nie do opisania. Każdy jego nawet najmniejszy dotyk sprawiał, że na mojej skórze pojawiała się gęsia skórka i oblewało mnie uczucie ekstazy. Nasze pocałunki i dotyk były zachłanne, ale nie miałam tego samego odczucia co przedtem z nikim innym. Nigdy nie doszłam do kontaktu cielesnego z mężczyzną, do którego pałałam takim uczuciem.
     Ani się nie spostrzegłam jak zostałam rozebrana do samych majtek.
 - Jesteś..?
 - Nie. - przerwałam mu pytanie na temat mojego dziewictwa i przeturlałam nas tak, że to teraz ja byłam na górze.
     Odchyliłam jego głowę w bok dając sobie dostęp do jego szyi, którą muskałam ustami. Przebiegłam językiem płatek jego ucha, dekilatnie otulając je oddechem. Zadrżał łapiąc mnie mocno za pośladki.
 - Ktoś tu lubi dominować, co?
 - Jasne, że tak. - uśmiechnęłam się w jego usta rozpinając mu rozporek.
***
     Nie miałam pojęcia jaki jest wytrzymały w tych sprawach. Dał mi tego wieczoru niesamowitą ilość doznań i uniesień, nie przerywając ani na moment.
     Leżałam właśnie wtulona w jego tors, który nadal ciężko unosił się i opadał. Chyba patrzył w sufit.
     Pewnie tak samo jak i mi trudno mu było uwierzyć do czego doszło przed kilkoma godzinami. Uprawialiśmy namiętny seks w jego łóżku, chociaż jeszcze chwilę temu on chciał być zwykłymi przyjaciółmi. Ciekawe czy teraz zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie przekreślił swoje starannie dobierane słowa, a ja po prostu poddałam się temu co czuję i czego chciałam już dawno doznać.
     Po raz kolejny przeszył mnie strach. Wstąpił we mnie ten demon, którego skrzętnie próbuję cały czas ukrywać pod przykrywką wrażliwości i wstydu. Oczywiście byłam właśnie najszczęśliwszą osobą na ziemi, ale...
     Właśnie, ale co? Czy to nie aby powinno być tak, żebym chociaż raz w życiu nie musiała martwić się o głupie konsekwencje? Zawsze wszystko na rozpiskę, jakieś planowanie przyszłości i rozdrabnianie każdej zaistniałej sytuacji. Carpe diem, Evie.
      W pewnym momencie zorientowałam się, że oddech Harrego ponownie stał się równomierny, jednak wcale nic nie mówił.
      Gdzieś w nadziei, że zasnął uniosłam wzrok, lecz jedyne co napotkałam to jego już mocno zmęczone zielone oczy. Twarz nie wyrażała niczego specjalnego, chociaż pozostało na niej coś z namiastki tej namiętności, którą dziesięć minut temu mi zaserwował.
 - Wiesz. - zaczęłam niepewnie i usiadłam na łóżku, lecz w jego postawie nie zauważyłam żadnej zmiany. - Będę szła do siebie, czy coś.
      Kiedy chciałam wstać szybko złapał mnie za nadgarstek i ułożył pod swoim ciałem. Przypatrywał mi się tylko przez dłuższą chwilę i pogładził mój policzek dłonią.
 - Myślałem, że jesteś bardziej cicha, a tu proszę, jednak nie. - zaśmiał się pod nosem triumfalnie, zupełnie tak jakby wygrał los na loterii.
 - Pozory mylą. Chyba.
      Uśmiechnął się patrząc w moje usta. Delikatnie, jakby bojąc się, że po tym wszystkim ucieknę gdzieś daleko, nachylił się nade mną i złożył na moich wargach delikatny pocałunek, który ponownie zaczął przeradzać się w szalony taniec naszych języków.
 - A z ciebie jest straszny zboczeniec. - wyrwałam się odzyskując trochę odwagi, którą odebrała mi uprzednia cisza.
      Usłyszeliśmy huk dobiegający z dołu. Louis wrócił z podróży.
 - Muszę spadać. Pewnie do mnie wpadnie do pokoju. - wyswobodziłam się z jego objęć, chociaż niechętnie i zaczęłam ubierać stanik.
 - Evie. - usłyszałam poważny ton jego głosu.
 - Tak?
 - Czy... czy to jakoś nam nie zaszkodzi? Nie chce, żeby między nami było źle.
 - Nie, w końcu sama się na to zgodziłam.
      Poczułam jak siada tuż za mną i subtelnie przesuwając dłonią po moim nagim ramieniu, delikatnie musnął je ustami.
 - Ciesze się, że cię poznałem. Nie chcę cię wykorzystać.
 - Śpij, jesteś chory, a się nadwyrężasz. - odparłam wychodząc z pokoju.
      Chociaż w tamtej chwili czułam się spełniona to trochę się bałam. Nie wiedziałam teraz, w którą stronę iść.


Liv.