16 kwietnia 2013

Chapter 6: Make love your goal.


*'Dreams are like angels
They keep bad at bay
Love is the light
Scaring darkness away[...]'


      Dzisiejszego popołudnia sufit w kremowym odcieniu wydawał mi się bardzo interesujący. Zdecydowanie był ciekawszy niż słońce, które zaczynało już przebijać się przez deszczowe chmury czy ćwierkające radośnie ptaki za oknem. Kto by tam zwracał uwagę na takie detale kiedy jego życie dosłownie kilka godzin temu totalnie wywróciło się do góry nogami? Właściwie wszystko było lepsze niż zaprzątanie sobie głowy rzeczami zbytecznymi, które na dobrą sprawę chciałam skutecznie odgonić i nigdy do nich nie powracać. Może raczej powinnam ująć to w czasie przeszłym, ale w moim sercu wbita była drzazga niesamowitych rozmiarów. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiem gdzie usadowione było źródło mojego problemu. Prawdę mówiąc my w ogóle się nie znamy, a wieczory spędzone razem przy kamerze internetowej raczej się nie liczą. Teraz tyle tych oszustów buszujących w internecie.
      Podeszłam do okna, a na moją twarz od razu padło ostre światło. Momentalnie dłonią w akcie naturalnej obrony zakryłam oczy. Usłyszałam krzyki, a kiedy spojrzałam w dół zobaczyłam chłopaków w spodenkach, którzy siedzieli przy basenie. Śmiali się głośno i co rusz wpychali do wody. Moją uwagę zdecydowanie przyciągnął Harold i jego seksowne ciało ociekające wodą.
      Myślę, że to już chyba oficjalny czas kiedy trzeba przyznać się przed sobą samym, że się w kimś zadurzyło. Tylko dlaczego musiał być to Harry, a nie jakiś statystyczny człowiek z normalną pracą czy szkołą? Dlaczego akurat trafiłam na niego? Fakt, że był cholernie przystojny, ale przecież nie tylko to się liczy. Był taki opiekuńczy, zabawny, inteligentny... Był wszystkim tym, czego gdzieś tam w mojej życiowej wędrówce mi brakowało w kontaktach międzyludzkich. Lou to nie to samo, to nie ten typ znajomości. Zresztą, powinnam przestać zatruwać swoje myśli. Zostały mi trzy tygodnie wakacji w Londynie.
      Eleanor zdążyła już wyjechać. Szkoda, bo bardzo fajna z niej osoba. Była moją perełką w tym domu pełnym facetów, ale chyba nie mogę równać moich uczuć z tym co dzieje się teraz z moim przyjacielem. Właśnie pojechał odwieźć ją na lotnisko, a ja już widzę jego smętną twarz i lamenty w moją poduszkę tej nocy. Jak najlepsze przyjaciółki.
 - Evie, zejdź do nas! Zobacz jakie piękne słońce!
Bel sole, bel! - krzyczał Niall udając jakiegoś włocha. Czasami zastanawiałam się czego on sobie dosypuje do tego jedzenia.
 - Bez obrazy, ale raczej zostanę w pokoju.
- odkrzyknęłam odwracając się od okna, które zasłoniłam białą płachtą jak najszczelniej mogłam.
      Tutaj czułam się lepiej. W zasadzie to popadałam trochę w skrajności, ale próbowałam sobie z nimi radzić. Z jednej strony chciałam być, no chociażby stać, obok Harrego, a z drugiej nie miałam odwagi do niego podejść. Pijaństwo jest okropną rzeczą i często uaktywnia rozpustę. Zdecydowanie.
 - Otwórz, bo wyważę! - usłyszałam melodyjny głos, a gardło ścisnęło się znacznie niepozwalając wydobyć mi ani jednego dźwięku. Stałam tak wcale nieprzygotowana na konfrontację. - Evie no, wiem, że tam jesteś.
 - Nie, nie owtorzę! Stój sobie tam.
 - No proszę, otwórz kurdupelku, no. - smęcił Hazza, a mi momentalnie podniosło się ciśnienie.
- Że co?! Jaki znowu kurdupelku ja się pytam?! Właź i nigdy więcej tak do mnie nie mów. - otworzyłam drzwi i podchodząc do biurka chwyciłam za książkę, którą niby wcześniej czytałam.
- Eh. - westchnął. - Gdzie jest ta moja słodka Evie? 
- Twoja... słodka... Evie?
- Co mówiłaś?
- Ja? Ja nic. Zupełnie. To co chciałeś? - czułam jak lekko się zarumieniłam.
Brunet uśmiechnął się do mnie.

- Chodź do nas. Czemu tutaj siedzisz całymi dniami?
- Bo po prostu... to jest tak, że czasami człowiek musi sam posiedzieć i to wcale nie jest spowodowane czymś konkretnym. - prychnęłam wywracając oczami. - Po prostu chcę to siedzę.
- Ale pieprzysz. Przyda ci się trochę rozrywki. - nim zdążyłam się zorientować Harry przerzucił mnie przez ramię i szybkim krokiem zaczął maszerować w stronę drzwi wyjściowych. 
- Ty...
      Znalazłam się w najbardziej niebezpiecznej sytuacji jaką tylko mogłam sobie wyobrazić. Dlaczego? Po pierwsze dotykał mnie mój obiekt westchnień, a ja sama zarzucona byłam przez jego ramie. Dwa, był w samych spodenkach, więc dotykałam jego ciała, które swoją drogą było bardzo atrakcyjne, a do tego wciąż ściekały z niego kropelki wody. Trzecie i chyba najważniejsze, moja twarz była zdecydowanie za blisko jego czterech liter, więc podpierałam się rękami jak tylko mogłam, żeby nie patrzeć i nie dać sobie całkowicie zwariować. W tym domu panowała totalna biała gorączka.
- Chłopaki, pomóżcie, on się znęca nade mną! - krzyknęłam błagalnie w stronę Liama i Zayna. Na Nialla nie było co liczyć, bo ciągle udawał swoje pochodzenie kalecząc język włoski.
- Ja się nie wtrącam. - Liam uniósł ręce do góry, a Zayn tylko z nieśmiałym śmiechem zrobił to samo i zaczęli gonić się z pistoletami na wodę.
      Harry stanął i usadowił mnie na krześle plażowym. Sam usiadł na krześle obok mnie i podał mi jakiś napój w szklance, który szybko pochwyciłam.
- Czy mi się zdaje, czy ty jakaś zła jesteś ostatnio?
- Wydaje ci się, Styles. Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty tylko siedzieć tutaj ze mną? 
- Informuję, że nie, panno Bein. - ukłonił się lekko z zadziornością w głosie. - Po prostu się martwię. I co to za pytanie?
- Martwisz się? - spojrzałam na niego z łagodniejszym wyrazem twarzy.
- A czemu to takie dziwne?
- No nie wiem. - wzruszyłam ramionami i upiłam łyk z przeźroczystej szklanki. - To... co tam u ciebie?
- U mnie dobrze. Nawet bardzo dobrze. - uśmiechnął się do siebie, chyba trochę bardziej mechanicznie i wpatrzył się przez chwilę w płytki pod nami.
- Wyglądasz jakbyś się zakochał. Chodzi o tę czarnulę z klubu? - przymrużyłam oczy. Szybko uniósł wzrok i zaśmiał się jakbym opowiedziała najgłupszy żart roku.
- Oh, nie musisz czuć się zagrożona. - powiedział słodko, a mój żołądek od razu zalęgł się od przysłowiowych motyli, nie mówiąc o oczach, które przybrały kształt pięciozłotówek. - Zawsze będziesz moim kurduplem, Evie.
- Nie mów tak do mnie! - wrzasnęłam zirytowana, a on lekko zauważalnie uniósł kąciki ust.
- Wiesz jak to jest jak człowiek jest pijany. - spojrzał na mnie znacząco. - Myśli zaczynają mu krążyć po głowie ze zdwojoną siłą, odczuwa tak samo silniej i nie boi się zrobić rzeczy, których na trzeźwo na pewno by nie wykonał albo po prostu, bo ma taką chęć.
- No i co to ma znaczyć?
- Że to była fanka. Ok, ładna fanka, która próbowała mnie poderwać, ale niewiele jej z tego wyszło. Napatrzyć się było miło, dotknąć delikatnie jej ramion i ud... ale to wszystko.
To wszystko? Czułam jak coś w środku mnie zaczyna protestować.
- Po prostu lubię ładne dziewczyny, a nie zawsze po pijaku robię to co powinienem i potem tego żałuję.
Tak oto drzazga w moim sercu przesunęła się o kilka centymetrów do przodu praktycznie przebijając moje serce na wylot. 

     

        'And I wonder if I ever crossed your mind

For me it happens all the time.'**

 

- No tak, doskonale rozumiem twój przekaz. - odłożyłam przedmiot wcześniej trzymany przeze mnie w ręce i wstałam z miejsca. - A teraz wybacz, ale mam coś do zrobienia, więc będę szła. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i odeszłam szybkim krokiem na pięcie. yszałam jeszcze krzyk Harrego pytającego czy powiedział coś nie tak, ale to już chyba nie miało znaczenia.
***
       Spędzając kolejną godzinę w swoim pokoju zastanawiałam się nad całą tą sytuacją. Po prostu nie mogła wyjść mi z głowy. On nie mógł taki być - taki opiekuńczy i szczery, a chwilę potem bezczelny i niesprawiedliwy. Niepotrzebnie o nim myślę i tak nigdy nie zwróciłby na mnie uwagi. Jeszcze tylko ostatni raz dotknęłam ust przypominając sobie ten krótki epizod z kolekcji naszych wspólnych, jak do tej pory krótkich, przeżyć.
- Moja ukochana, wyjechała, ona pojechała, wiesz? - usłyszałam jak drzwi z hukiem się otwierają, a do pokoju wchodzi niezadowolony Louis ze zrezygnowaniem i w postawie, i w głosie.
- Chodź. - klepnęłam miejsce obok siebie. Chwilę potem leżał obok mnie pod kołdrą.
- Już za nią tęsknię. - wydukał, a ja delikatnie pogłaskałam go po głowie.
- Będzie dobrze. Nie pojechała na zawsze, Lou. Wróci. Nie wiesz, że takie rozłąki najbardziej zbliżają ludzi? Ta tęsknota w tobie powoduje, że tak cieszysz się ze zdwojoną siłą na jej widok.
- Skąd ty bierzesz takie durne mądrości? Z gazet dla nastolatek? - burknął. - Ja ją chce, tu i teraz. Najgorsze to są te pierwsze dni, wiesz?
- Wiem. Zauważyłam, że podczas nich się zachowujesz jak kobieta w połączeniu z okresem. - zaczęłam się śmiać, a chłopak pacnął mnie poduszką w głowę. - Oj no, przepraszam.
Na chwilę zapanowała cisza. Każde z nas zastanawiało się nad kimś innym, ale uczucia, które nami miotały od środka były z tej samej kategorii, tylko rozpatrywane pod trochę innym kątem.
- Bo widzisz, mój Lou, tak to już jest. Czasami nie jest łatwo, ale jak się chce to można wszystko. Wy się kochacie, więc cymbale się nie łam.
- Kocham cię, Evie. - szepnął coraz mniej wyraźnie.
- Ja ciebie też kocham. - dodałam do już pochrapującego chłopaka.
Wstałam na równe nogi i założyłam na siebie długi czarny sweter. Chwilę potem do moich uszu dotarł dźwięk informujący mnie o nowej wiadomości tekstowej. Przez chwilę zdziwiona czytałam jej teść. Nie pamiętałam tego momentu kiedy dawałam Stevenowi swój numer. Musiałam być bardziej pijana niż myślałam.
'Witaj Evie! Mam nadzieję, że masz się lepiej. Impreza była przeboska! :) Masz może ochotę na wspólną kawę jutro?'
 
Który facet używa słowa przeboska? Co do kawy to właściwie czemu nie. Wydawał się być miłym człowiekiem, a przynajmniej tak go zapamiętałam. Mam nadzieję, że żadnych głupstw nie zrobiłam, których mogłabym później żałować. Muszę przyznać, że jestem bardzo ugryźliwą osobą. Odpisałam, że bardzo chętnie.
      Kiedy wyszłam na korytarz owinęła mnie całkowita ciemność. Nie ma co się dziwić, skoro było już nad ranem, a chłopcy byli zmęczeni dzisiejszymi gonitwami w okół basenu. Wszędzie panowała cudowna cisza, która jeszcze bardziej wprowadzała mnie w stan melancholii. Zeszłam boso po schodach i weszłam do kuchni. Chwyciłam w rękę piwo i weszłam do salonu, gdzie rozłożyłam się w pozycji półsiedzącej na sofie.
      Dobrze. Mam idealne warunki żeby po raz ostatni spróbować to wszystko rozgryźć. Jakoś nie bawią mnie tenelowele i nastolatkowe miłostki. Raz na zawsze.

**'It's a quarter after one, I'm all alone and I need you now.'

      Osobiście znamy się od trochę ponad tygodnia. Czasami spędzaliśmy razem czas gadając na Skype razem z Lou, a czasami sami kiedy tego trzeciego osobnika na chwilę nie było. Prawie rok czasu. Harry chyba szybko mnie polubił, ale ja byłam dość nieufna, a w zasadzie dalej nie jestem i chyba mam co do tego rację. Jest cudowny i zawsze się o mnie troszczy, ale chyba to wszystko. Na pewno. W końcu jestem jak siostra Louisa. Fanka? Nie jestem fanką, lubię, ale nie jestem. Nie patrzę na nich przez pryzmat bycia gwiazdą. Uwielbiam jego zielone oczy, jego aksamitną skórę i najpiękniejszy na świecie zapach, który na sobie nosi każdego dnia. Nie ważne czy ma loki, czy też proste włosy, zawsze jest tym samym Harrym. Tym wyjątkowym, który siedzi gdzieś zagnieżdżony w moim umyśle. Nie, to nie jest jakieś tam zakochanie czy coś. Co to to to nie, bez przesady, ale wiecie jak to czasami bywa, kiedy człowiek mocno przywiąże się do drugiego? Sam nie wie kiedy, to po prostu spada niczym grom z jasnego nieba. U mnie dodatkowo z gradobiciem chyba.

'Said I wouldn't call but I lost all control and I need you now.'**
 
       Czas leciał, minuta za minutą, a ja dalej leżałam bezwładnie na kanapie. Od czasu do czasu podnosiłam tylko rękę z puszką by przyłożyć ją do ust. Podświadomie natomiast czułam, że mi go brakuje, tego chłopaka. Tylko, że on nie chciał tego zrobić. Przysięgam, że nie napiję się już nigdy alkoholu. Z obrzydzeniem spojrzałam na puszkę i rzuciłam nią przed siebie, która hukiem odbiła się od paneli podłogowych w kuchni. Wtedy też usłyszałam czyjeś kroki, a raczej niezdarne szuranie skarpetkami. Zza zakrętu wyłoniła się postać, która obiema dłońmi przecierała sobie z zaspania twarz.
- Kto tu jest o tej porze i rzuca.. piwem?
Uśmiechnęłam się niemrawo słysząc swoje ulubione dźwięki.
- Ja. - odpowiedziałam, a chłopak podszedł do kanapy i usiadł obok mnie. - Louis śpi u mnie w pokoju i strasznie chrapie. Nie mam serca dzisiaj go wywalać skoro już tam zasnął.
- A no, rozumiem. - spojrzał na mnie leniwie wzrokiem. - A jaki jest powód, że rzucasz puszką po nocy?
- Nie ma powodu.
- Na pewno?
- No na pewno.
- I o nic się nie gniewasz?
- Nie.
- Nawet o ten pocałunek? - wbił we mnie wzrok. Taki zupełnie bez uśmiechu.
Przez chwilę siedziałam tak pozostawiając go bez odpowiedzi. Po prostu nie spodziewałam się takiego pytania.
- Dlaczego o tym mówisz teraz?
- Bo widzę, że się dziwnie zachowujesz. - powiedział ujmując delikatnie moją dłoń. - A nie chcę się kłócić, bo zbyt bardzo cię lubię. Wybacz...
- Tłumaczyłeś się już, Harry. - szepnęłam wpatrując się w jego dłoń, która bawiła się moimi palcami. Jakoś nie miałam siły wyrywać jej z pod dotyku bruneta. - Rozumiem, jesteśmy młodzi i czasami tak zwane odchyły się zdarzają, prawda?
- Czekaj, czekaj. Nie tłumaczyłem się z tego co się stało między nami tylko po prostu chciałaś wiedzieć co to była za dziewczyna, więc ci odpowiedziałem. - ledwie zauważalnie w ciemności wyłapałam jego badawczy wzrok. Długo wpatrywał się w moją twarz i delikatnie uniósł kąciki ust gubiąc spojrzenie.
- Chciałbym kiedyś spotkać na swojej drodze tak wspaniałą dziewczynę jak ty. - szepnął wtulając się lewym uchem w oparcie sofy. - Fajnie jest się aż tak dogadywać z dziewczyną.
- Z tobą też, Harry.
Nie widział, że już ma ją pod nosem. Szkoda.
       Jednak może wcale moja sytuacja nie wygląda tak bardzo negatywnie. Coś co rodzi się pomiędzy mną, a Hazzą to może niekoniecznie jakieś większe uczucie, ale na prawdę fajna przyjaźń warta o to by o nią powalczyć. Kto wie co pokaże czas, może będzie dla nas łaskawy i wszystko samo się rozwiąże. Moje serce w końcu też dojdzie do wniosku, że nie warto się śpieszyć. Może i trochę poboli, ale jestem pewna, że będzie dobrze. Byle by był przy moim boku.

 **'And I don't know how I can do without.'
      
      Przez ulicę obok domu przejechało auto jednocześnie oświetlając przez okna nasze twarze na kilka sekund. Brunet zaśmiał się pod nosem widząc moją lekko przygłupią minę. Wciąż błądziłam w myślach i cieszyłam się tą małą wspólną chwilą.
      Nagle usłyszeliśmy czyjeś przeciągliwe ziewanie. Chwile potem tajemniczy osobnik minął nas wcale nie zwracając uwagi na naszą obecność. Wszedł do kuchni uderzając wcześniej o framugę, a my z Harrym cicho parsknęliśmy śmiechem. Kiedy otworzył lodówkę było już jasne - był to Niall, największy głodomór jakiego znałam. Nie obyło się oczywiście bez pomysłu przestraszenia blondyna. Obawiałam się, że zaraz będę musiała wezwać karetkę, ale puściłam rękę Harrego wolno. Zakradł się od radośnie podśpiewującego chłopaka. Brunet poklepał go po ramieniu, a kiedy ten się odwrócił, zrobił głupią minę i krzyknął, na co Niall praktycznie wbił się ze strachu w lodówkę i również odpowiedział wrzaskami nieznanej treści. Nagle okazało się, że blondyn ma naprawdę bogatą barwę głosu i niezliczoną ilość oktaw. Harry trzymając się za brzuch ze śmiechu podszedł do kanapy i siadając opadł na moje kolana.
- Ty matole! Matka cię nie uczyła, że się tak nie robi, bo można przyprawić kogoś o śmierć?! Tyle mi brakło, TYLE, ty cymbale! - krzyknął Niall.
- Już. Dobra, już. - powiedział Hazza przecierając łzy, które nazbierały mu się ze śmiechu. Nie powiem, sama uśmiechałam się od ucha do ucha. Sama nie wiem czy to przez żart bruneta, czy przez to, że leżał głową na moich kolanach.
- Co tu się dzieje?! Rzucacie się po nocy jak jakieś zakonnice na targu porno! Drzecie się jakby was rozdziewiczali albo ciul wie co! - jęknął Louis wchodząc ramię w ramię z Zaynem do salonu.
- Bo oni, oni.. To znaczy Harry.. Ja po jedzenie... - bełkotał Irlandczyk. - Jakbym był taki wysoki jak on głupi to bym na kolanach księżyc całował! Dobranoc! - pochwycił puszkę Pepsi i uciekł na górę.
- Właściwie dobrze, że mnie obudził. Miałem okropny sen o łyżkach. Goniły mnie przez ciemny las... - opowiadał z przejęciem Liam, który nie wiadomo jak nagle znalazł się zaraz za nami.
- A wy co? Gruchacie sobie, tak? Co wy robicie o takiej godzinie tutaj? I czemu on tak leży? - Louis spytał bardzo poważnym tonem. Nienawidził kiedy się go budziło znienacka, zwłaszcza o tak wczesnej godzinie, bowiem była już prawie piąta rano.
- Nic. - rzuciliśmy chórem z Harrym.
- To ja idę spać. - wstałam z kanapy, a brunet zrobił to samo. - To dobranoc. Miłych snów, Haroldzie!
      Wbiegłam na górę, ale ani w głowie było mi spanie. Dlatego też weszłam na balkon i wciągnęłam nosem świeże poranne powietrze. Świat wydawał się jakoś tak piękniejszy niż zwykle.

  'Guess I'd rather hurt than feel nothing at all.'**
  



Gabrielle Aplin - The Power of Love*
Lady Antebellum - Need You Now**
Bel sole - Piękne słońce [z włoskiego]

 __________________________________________________
O jaki gniot! Ale dodaję, bo nie pisałam już dwa tygodnie, a nie ma czasu. Pewnie i tak nie napisałabym nic lepszego. Mam nadzieję, że jednak jakoś przez to przebrniecie i nie zaśniecie po drodze! :) Przypominam o Asku w razie czego: CLICK



Liv.