21 marca 2013

CHAPTER 4: Out of mind.

'Close your eyes before the sleep
And you're miles away
And yesterday you were here with me'
*



      Czułam jak powracam z krainy snów do rzeczywistości. Zaczęłam odczuwać przyjemne ciepło, które krążyło po moim ciele, a w nozdrza wdarł się zapach - mocny i specyficzny, którego nijak nie mogłam opisać. Dobrze wiedziałam do kogo on należy, bo przecież otulał mnie każdego dnia. Wpadał niczym burza w każdy zakamarek mojego umysłu, przy okazji pobudzając każdy neuron do pracy. Zupełnie jakby ta przyjemna woń usilnie chciała być zapamiętana. Dawno już nie miałam tak intensywnego przebudzenia, które sprawiało, że od razu odczuwałam potrzebę otworzenia oczu, wsłuchaniu się w odgłosy poranka, wciągnięciu do płuc jeszcze większej ilości powietrza wymieszanego z zapachem, który przyprawiał mnie o zawrót głowy. Jednak najbardziej czego pragnęłam to pozostałe dwa zmysły - odczuwałam potrzebę dotyku i smaku.

      Wszystko chyba przez tą nadmierną euforię, która krzątała się we mnie sama nie wiem od jak dawna. Tutaj, w domu Louisa, nie posiadam żadnych zmartwień. W tym właśnie miejscu moje życie przypomina białą, czystą kartkę, a możliwości na jej zapełnienie jest tak wiele, że nie w sposób ich wszystkich wymienić. To trochę jak młode pisklę, które matka wyrzuca z gniazda aby nauczyło się latać, a tym samym zaczęło podążać swoją własną ścieżką. Tylko, że ja nazywam się Evie Bein i cicho marzę aby moja mała przygoda rozwinęła się w coś niezapomnianego.



 ** 'I'm out of touch,[...]  I'm out of sight, I'm out of mind.'



      Uniosłam prawą dłoń i wtuliłam się nią w ciało Harrego. Na chwilę otworzyłam oczy i spojrzałam na klatkę piersiową, która leciutko unosiła się i opadała. Chwile potem uniosłam delikatnie brodę i spojrzałam na twarz chłopaka. Zaśmiałam się cicho widząc odbity na policzku ślad poduszki, którego musiał nabawić się w nocy. W tym obrazku, który coraz bardziej mnie do siebie przyciągał, brakowało mi tylko soczystego odcienia w kolorze zieleni, przepełnionego zadziornością i inteligencją. Bez tego blasku, który ukrywał pod zamkniętymi powiekami, wyglądał jak ktoś zupełnie bezbronny. Wyglądał nieziemsko. Jedynym minusem śpiącego Hazzy było to, że lubił często przekręcać się z boku na bok i zarzucać rękami gdzie popadnie, szukając kontaktu i ramion, do których mógłby wkleić swoją osobę.

      Delikatnie rzęsami przeczesałam powietrze, kiedy powieki ponownie opadły ku dole.
      Próbowałam oddychać równomiernie, ale nie do końca mi to wychodziło. Bliskość sprawiała, że zawsze czułam się zakłopotana. Nie chodzi o to, że przespałam w łóżku całą noc z chłopakiem, którego ledwie znam od tygodnia - w końcu obydwoje jesteśmy dorośli i to nic takiego - po prostu ponownie moje zmysły i odczucia nie dawały mi spokoju. Kręciły się gdzieś we mnie tworząc mieszankę wybuchową, zdolną do wielu rzeczy. Na przykład do ucieczki, do unikania siebie nawzajem, do bycia niemiłą lub do głębszego polubienia kogoś. Zgodnie mogę stwierdzić, że nic z tych wymienionych rzeczy nie powinno mieć miejsca, a moja panika i zbyt szerokie rozmyślanie właśnie daje o sobie znać.
      


'[...]but I've got ya to keep me warm
** and
if you're broken I will mend ya and keep you sheltered.'



       Poczułam delikatną dłoń zakładającą leniwie opadające kosmyki włosów z mojej twarzy za ucho. Przez ciało przeszedł mnie delikatny, ale chłodny dreszcz. Miałam nadzieję, że on tego nie zauważył, nie odczuł i nie pomyśli sobie czegoś głupiego. Potem nie czułam już tego cudownego dotyku. Zabrał gdzieś swoją dłoń, co niekoniecznie wprawiało mnie w zadowolenie i wywoływało w głowie obraz grymasu wypisanego na twarzy. Nie czułam też jego oddechu, który bezszelestnie muskał moją skórę od wczorajszej nocy. Jakby wszystko pękło niczym wielka i niesamowita bańka mydlana, po której zostaje tylko rozczarowanie spowodowane tym, że ta chwila, w której mogliśmy się nią cieszyć, trwała o wiele za krótko. Stwierdziłam za to, że pora otworzyć oczy i powrócić do życia, chociaż nie miałam teraz na to zbytniej ochoty. Brunet patrzył na mnie z lekkiej odległości i kiedy spojrzałam na niego z lekko uchylonymi ustami ledwie zauważalnie uniósł kąciki swoich ust w lekką podkowę.
 - Cześć, jak się spało? - zapytał z chrypką w głosie.
 - Okropnie, strasznie się rzucasz.
 - Kto to mówi. Ty gadasz przez sen. - zaśmiał się chłopak, na co lekko klepnęłam go w policzek.
 - Jestem damą. Dama może wszystko.
      Nie odpowiedział tylko uśmiechnął się jeszcze bardziej i przypatrywał mi się przez chwilę lustrując każdą część mojej twarzy, wprawiając mnie w zakłopotanie, które cholernie trudno było mi ukryć. Jego uśmiech stawał się coraz większy aż zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
 - Wiesz, a ja osobiście lubię jak dama się rumieni. To słodkie. - niemalże wyszeptał, a ja otworzyłam oczy ze zdumienia i zastygłam w bezruchu.
 - No rzesz cholera, Styles! Wstaję. - rzekłam trochę oburzona i stanęłam na równych nogach przed łóżkiem, w którym chłopak dalej ogrzewał swój jakże zgrabny tyłek. Wróć, po prostu tyłek. - Dzięki, było ciepło, nie zostałam zgwałcona, a teraz... idę. - wskazałam na drzwi. Harry uśmiechnął się po raz kolejny, jednocześnie unosząc brwi i pomachał mi na do widzenia.   
      Delikatnie uchyliłam drzwi i wyszłam na korytarz. Nie spotkałam tam nikogo co wywołało u mnie odczucie ulgi. Nie chciałam mieć wyrobionej opinii u chłopaków i Eleanor za to, że spędziłam noc nie w swoim pokoju. Kto wie co mogli by sobie pomyśleć. Mogło by to po nich totalnie spłynąć, mogli by się śmiać, ale mogli by też pomyśleć, że wykorzystuję byle okazje, a przecież żadne z nas nie miało na myśli tych bardziej złożonych intencji.
      Przeszłam na drugą stronę piętra i otworzyłam drzwi prowadzące do mojego pokoju. Westchnęłam rozglądając się dookoła i skierowałam swoje kroki do łazienki. Zrzuciłam ubrania, które ciągle miałam na sobie z wczorajszego dnia i odkręciłam kurek z wodą. Przyłożyłam rękę i kiedy poczułam, że staje się ciepła szybko weszłam do kabiny. Moje sensory momentalnie zaczęły działać kiedy ciecz dotknęła faktury mojego ciała. Dokładnie tego teraz potrzebowałam.


'I cannot breathe
Can you hear it, too?'
***


      Owinięta ręcznikiem usiadłam na swoim łóżku. Woda skapywała mi lekkim strumieniem po cieńszych warstwach włosów w odcieniu czekolady. Przyłożyłam prawą dłoń do ust i złapałam lekko zębami paznokieć. Szybko jednak wyrwałam się z tego dziwnego transu i sięgnęłam po telefon, przy okazji zerkając też na zegarek wskazujący mi godzinę dwunastą. Chwilę potem, ubrana w zwykłą bokserkę i rurki, zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do kuchni, tak jak każdego normalnego poranka. Dziwnym trafem nie mijałam dzisiaj nikogo. Ani zajadającego się Nialla, ani rozmyślającego Liama, ani nawet Louisa, który zawsze czekał aż tylko podniosę, jak to on w zwyczaju miał mówić, swoje zwłoki i przytargam je tutaj. Nie było jednak nikogo. Sięgnęłam więc do lodówki, gdzie znalazłam talerz naleśników z dodatkiem bananów, a obok postawiony był syrop klonowy. Przy talerzu położona była też karteczka, którą z ciekawości podniosłam ku sobie. Pisało na niej "To w podziękowaniu za wczorajsze. Zayn&Niall." Uśmiechnęłam się do siebie i wraz z talerzem zasiadłam do stołu.
      Byłam ciekawa co robi mój przyjaciel. Nie czułam się jeszcze swobodnie w tym domu, więc nie chciałam długo pozostawać sama. Jedyne co nasuwało mi się na myśl to słowa Harrego, który powiedział mi, że Lou zniknie na kilka dni, dopóki Ele będzie w naszym otoczeniu. Nie ma go za co winić, jego życie, a ja nie mogę mieć ciągle niańki prowadzącej mnie za rękę.
       Kiedy weszłam do salonu zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą począć. Wtedy właśnie, jakby wybawiając mnie od zagubionego poczucia, uratował mnie Zayn. Kiedy mnie zauważył uśmiechnął się i rzucił radosne cześć. Widać dobry humor mnoży się w tym domu i roznosi drogą powietrzną w zastraszającym tempie.
 - Dziękuje. - odwróciłam się w jego stronę, a ten spojrzał na mnie, jakby nie zrozumiał o co mi chodzi. - Za śniadanie.
 - No tak. - przeczesał dłonią włosy. - Nie ma za co. Mam tylko nadzieję, że smakowało ci chociaż w jednym małym stopniu.
 - Wiesz, było całkiem, całkiem ok...
 - Całkiem ok? - zacytował mnie Zayn, udając zaskoczonego z nutką uśmiechu. - Wiesz ile pracowałem, żeby odwrócić te naleśniki na patelni?
 - Były świetne.
 - Prosto z serduszka. - brzmiąc jak rasowy gość z jakiejś reklamy Malik pokazał na mnie palcem i mrużąc oczy odwrócił się by otworzyć lodówkę.
      Chłopcy byli na prawdę bezcenni. Zawsze któryś potrafił mnie wprowadzić w stan, gdzie nie liczyło się dla mnie nic poza teraźniejszością. Potrafili zaczarować człowieka tak, jakby był w stanie błogości i wiecznie się cieszył. Nie wiedziałam, że takie miejsca na ziemi na prawdę istnieją, a może raczej, że są tacy ludzie.
 - Nie ma nic do jedzenia, chrzanić to. - mruknął. - Idę zapalić, idziesz ze mną?
 - W zasadzie. - poruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę chłopaka.
      Znów znajdowałam się teraz na drugim piętrze - kierowaliśmy się właśnie do pokoju Malika. Nigdy tam jeszcze nie byłam, więc nie wiedziałam czego się spodziewać. Nagle stanął przed drzwiami i nacinając klamkę zaprosił mnie teatralnym gestem. Kiedy zobaczyłam wnętrze jego małej prywatności, popadłam w lekkie zdumienie. Otóż Zayn Malik, chociaż nazywany tym próżnym, spędzającym więcej czasu przed lustrem, miał na prawdę dobry gust. Pomijając stertę ubrań, która zwinnie została skompresowana w kąt pokoju oraz kilka brudnych kubków psujących ogólny wystrój pomieszczenia. Zayn podszedł do balkonowych drzwi w kolorze ciemnej kości słoniowej i zwinnie przeszedł przez framugę, która była lekko uniesiona ponad poziom podłogi. Wyciągnął ze swojej szerokiej bluzy nieco zgniecioną paczkę i wyjmując długą tutkę wypełnioną tytoniem ułożył ją między ustami. Następnie podał paczkę mi, z której wyciągnęłam papierosa i zrobiłam z nim to samo co chłopak. Chwilę potem powietrze zaczęło mieszać się z dymem papierosowym.
 - Też lubię mentolowe. - stwierdziłam po chwili ciszy. Chłopak zwrócił swoje oczy ku mojej postaci by potem ponownie popatrzyć przed siebie.
 - Zwykle pale regularne. Po prostu nie miałem czasu i sięgnąłem po takie. - zaśmiał się pod nosem, a ja pokiwałam tylko głową. -  I jak ci u nas leci czas?
 - W porządku, a w zasadzie bardzo fajnie.
 - Nie robisz mi dziwnych zdjęć i nie wrzucasz do internetu, prawda? - spojrzał na mnie z iskierką rozluźnienia.
 - Cały czas. Myślałam, że jesteś bardziej spostrzegawczy. 
 - Wychodzi na to, że jednak nie. - zaśmiał się, a chwilę potem zdziwiony spojrzał na moją dłoń. - Strasznie szybko palisz
 - Pewnie to na tle nerwowym. - westchnęłam unosząc brwi do góry i zrzuciłam papierosa, który zaczął nabierać prędkości spadając ku dole. - Idę poszukać Lou. O ile odkleił się od swojej drugiej połówki.
       Kiedy wyszłam z pokoju Malika napotkałam Liama, który właśnie chyba gdzieś wychodził. Szedł szybkim tempem, jednocześnie poprawiał zagięty do środka kołnierz kurtki. Prawie wpadł na mnie z impetem. Przestraszony spojrzał na mnie i rzucił tylko, że musi uciekać. Cóż, wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam dalej. Właściwie dzięki niemu wpadł mi do głowy pomysł by po prostu wyjść z domu i zaczerpnąć świeżego powietrza. Skierowałam więc swoje kroki do pokoju i zabierając torebkę wyślizgnęłam się na zewnątrz. Przy wyjściu ubrałam buty i krzyknęłam jeszcze do Nialla, który robił coś na laptopie w salonie, oznajmiając mu, że wychodzę oraz że nie wiem kiedy wrócę.
      Na dworze robił się już powoli półmrok, ale w powietrzu wisiały jeszcze pomarańczowo-żółte odcienie promieni, których źródłem było zachodzące słońce. Mimo, iż była wiosna, założyłam rękawiczki na skostniałe palce. Zawsze strasznie marzłam w dłonie i potrzebowałam dodatkowej ochrony.
      Ruszyłam przed siebie. Minęłam mały park, w którym ludzie spacerowali ze swoimi zwierzakami, natomiast inni zajmowali się sportem lub po prostu leżeli na trawie wpatrzeni w błękit nieba. Szybko znalazłam się w małej alejce sklepów i kawiarenek. Miejsce to było przemiłe i przytulne, aż zachęcało nowo przybyłego do zwiedzenia go trochę bardziej. Lekko przemarznięta weszłam do kawiarni o nazwie The Growling Rabbit. Pomieszczenie od razu zachęciło mnie do zostania na dłużej. Ściany były pomalowane na ciemnozielony kolor, a podłoga wyłożona była brązowymi panelami. Można było tu usiąść zarówno na krzesłach przy stolikach, na sofach czy fotelach. Wiszące lampki dodawały jeszcze większego uroku, tak samo jak mały kominek, który tlił się ile fabryka dała. Podeszłam do lady, gdzie dziewczyna prawdopodobnie w moim wieku uśmiechnęła się i automatycznie, ale przyjaźnie, zapytała mnie o mój dzień i co podać. Zamówiłam więc kawę z mlekiem i dodatkiem syropu cynamonowego. Chwilę potem dostałam kubek, z którym powędrowałam na fotel skierowany pod okno. Panował tam półmrok, a subtelna alternatywna muzyka dopływała do moich uszu dostarczając uczucia ukojenia. Westchnęłam cichutko i upiłam łyk ciepłej kawy, która w przeciągu milisekundy rozgrzała moje gardło.
      Coś zaczęło zakłócać moją idealną sielankę. Kątem oka widziałam trzy szepczące sobie na ucho dziewczyny, które niezbyt przejmowały się tym, jak bardzo widać było, że obgadują moją osobę. Kiedy spojrzałam na nie z zapytaniem wymalowanym na twarzy, obróciły się na chwilę, ale tylko na chwilę, bo potem znowu wlepiały we mnie swoje spojrzenia.
 - Mogę wiedzieć o co chodzi? - wstałam z fotela, uprzednio kładąc kawę na stoliku.
      Jedna z dziewczyn została wypchnięta w moją stronę. Założyła włosy za ucho, jednocześnie uchylając malinowe usta. Oczy miała duże niczym sarna, a włosy długie w kolorze blond.
 - Bo... Nie wiem jak zacząć. - wyjąkała dziwacznie spoglądając na swoje koleżanki.
 - Najlepiej prosto z mostu. - usiadłam ponownie popijając kawę.
 - To ty jesteś tą ostatnią dziewczyną z wiadomości o One Direction, prawda? - usiadła w fotelu obok. Spojrzałam na nią z pod kubka, który szczelnie obejmowałam palcami.
 - Nie wiem, ostatnio nie przesiaduję w internecie i nie czytam gazet. - odpowiedziałam wymijająco, próbując wykazać się oszukaną głupotą. Dziewczyna przechyliła głowę i zastanowiła się na chwilę.
 - Jestem Katherine. To znaczy wystarczy Kath. - podała mi dłoń, na którą spojrzałam i sama nie wiedziałam co zrobić.
 - Evie. - ledwie złapałam jej dłoń, kiedy usłyszałam dźwięk komórki. Wciąż nie posiadałam własnej, więc spojrzałam na blondynkę. - Nie odbierzesz?
 - Ale to chyba twoja. W torebce ci dzwoni. - wskazała niepewnie.
Faktycznie, dzwoniła bardzo blisko. Sięgnęłam więc wgłąb torebki. Ku mojemu zdziwieniu wydobyłam z niego urządzenie, na pierwszy rzut oka cholernie drogie, prawdopodobnie miało wszystkie możliwe funkcje jakie tylko komórka może mieć. Problem w tym, że nie wiedziałam jak odebrać dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, lecz numer był nieznany.
 - O tutaj. - Katherine wskazała ponownie na ekran dotykowy.
 - Dzięki. - szepnęłam w jej stronę i odeszłam w stronę toalet, usiłując odebrać rozmowę. - Halo?
 - Gdzieś ty jest? - usłyszałam męski głos.
 - Ale to nie mój telefon. I wyprzedzając pytanie - nie wiem skąd go mam. - wyrecytowałam bezradnie, a w odpowiedzi usłyszałam tylko głośne westchnięcie. 
 - Dobrze, ale gdzie jesteś, Evie?
 - O, to dziwne. Wiesz, że mam ten telefon, ale trochę grzeczności i może byś mi się przedstawił?
 - Rany, kurduplu, to ja, Harry. 
 - Ta, wystarczyło bez kurduplu.
 - W sumie to samo to by wystarczyło, bo kto inny cię tak uroczo nazywa? - zarechotał do telefonu.
 - Dobra, Styles. Co chcesz? Tylko szybko, bo jestem na podsłuchu.
 - Jakim podsłuchu?
 - Chociaż raz nie dyskutuj tylko się sprężaj. - wyszeptałam do słuchawki spoglądając za framugę w stronę dziewczyn, które ciągle czekały na mój powrót.
 - Lou cię szuka. Długo cię nie ma i dostaje potocznej białej gorączki. Jak zobaczy, że wyszłaś i mu nic nie powiedziałaś to nas wyzabija, że narażamy się na niebezpieczeństwo kryjące się w dżungli zwanej potocznie Londynem, że wyszłaś sama, że....
 - Dość, zrozumiałam. Jestem w kawiarence na Orchard Street, ale to z dwadzieścia pięć minut od domu na piechotę. Więc chwilę mi zajmie.
 - Wyślij mi dokładny adres i za góra pięć minut jestem. Bez odbioru. - usłyszałam przerywany odgłos w słuchawce.
      Spojrzałam jeszcze na wyświetlacz, na którym wciąż widniał jeszcze jego numer. Dopiero wtedy poczułam przyjemne ciepło rozpościerające się w moim brzuchu.



'Don't hold me down
I think my braces are breakin
g' **



      Nagle przypomniałam sobie, że muszę zrobić coś z dziewczynami, które ewidentnie były fankami chłopaków i podejrzewałam, że nie prędko chciały mnie wypuścić z lokalu. Zebrałam się w sobie i podeszłam do Katherine. Jej koleżanki wyglądały na bardziej ośmielone, kiedy zauważyły, że blondynka rozmawia ze mną normalnie.
 - Mogę cię na chwilę poprosić? - pokiwała radośnie głową i ruszyła za mną. - Słuchaj, właściwie jestem nowa tutaj i tylko na chwilę.
 - Wiem. To znaczy słyszę twój akcent. - dodała po chwili.
 - No właśnie. Możesz dać mi swój numer telefonu? Może kiedyś byśmy gdzieś wyskoczyły albo coś. - zapytałam ją, a ona od razu się rozpromieniła i podyktowała swój numer. - Mam jeszcze tylko prośbę.
 - Tak?
 - Nie mów koleżankom. Strzel im jakieś kłamstewko, proszę.
 - Właściwie to tylko inne fanki One Direction spotkane przeze mnie przez internet. Nie martw się, nic nikomu nie powiem. - obstawiała przy swoim z podekscytowania zaciskając lekko dłonie.
      Usłyszałam jak telefon ponownie dzwoni wyświetlając numer Hazzy. Szybko schowałam telefon do kieszeni i pożegnałam się z blondynką. Kiedy wyszłam zerknęłam jeszcze przez ramię czy nie postanowiła mnie śledzić albo coś w ten deseń. Zobaczyłam znane mi już auto i zwinnym krokiem weszłam do środka. Właściwie to był mój pierwszy raz, kiedy byłam pasażerem Harrego.        
 - Witaj k... 
 - Tylko nie kurduplu. - przymrużyłam oczy i spojrzałam na niego. Ten spojrzał na mnie z  zadziornym uśmiechem.
 - Chciałem powiedzieć kruszynko. - uniósł prawą brew i spojrzał przed siebie ruszając z miejsca. Natomiast ja poczułam jak moje policzki nabierają lekko różowego koloru. Aby uniknąć wzroku chłopaka spojrzałam za okno.
      Chwilkę potem dojechaliśmy pod dom. Przeszliśmy z Hazzą przez garaż, następnie schodami w górę i szybko pobiegliśmy na piętro wyżej pod nasze pokoje.
 - Dzięki. - szepnęłam spoglądając na wyjątkowo przyjazny wyraz twarzy chłopaka.
 - Nie ma za co. - uśmiechnął się do mnie serdecznie.
      Usłyszałam kroki Louisa i uniesiony ton. Zastraszająco szybko nacisnęłam klamkę i wbiegając do pokoju zaczęłam ściągać buty, rękawiczki oraz szalik. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam jeszcze w lustro czy aby na pewno wszystko wygląda normalnie i wyłoniłam głowę zza futryny. Ulgę, która od razu pojawiła się na twarzy chłopaka nie w sposób było opisać.
 - Witaj Louis.    






Ed Sheeran - Autumn Leaves *
Ed Sheeran - Lego House **
Imagine Dragons - Hear Me***

____________________________________________________________
Nie jestem zadowolona. To znaczy, może z części tylko, a wszystko przez to, że tą jedną część pisałam wcześniejszego wieczoru w strasznie dziwnym do opisania humorze.
Dziękuję za wszystkie komentarze jakie dodajecie. Bardzo, ale to bardzo się z nich cieszę!



Liv.

18 marca 2013

CHAPTER 3: A Little Closer.

 ~SOUNDTRACK~  

*'Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay.'


      Dźwięk przychodzącego połączenia dobiegł do moich uszu. Wstałam z ziemi, odłożyłam książkę i spojrzałam na ekran laptopa. Chwile potem moim oczom ukazał się Louis.
 - Yoł. - rzucił przeraźliwie mlaskając.
 - No cześć. Samczego, nie udław się tym mlaskaniem. - cmoknęłam lekko się uśmiechając.
 - Ha, ha, ha. Tak w ogóle to co tam? Widzę, że uczysz się twardo na ten sprawdzian. Co za wzór dla następnych pokoleń. - westchnął teatralnie. 
 - Oh, Louis, to na prawdę ty?! Nie poznaję cię, taka inteligencja, szanowny George'u Washingtonie, wodzu narodu amerykańskiego! Chociaż poczekaj, bo ty to raczej królowa Elżbieta II...
 - Ze względu na Anglię, tak? - zmrużył oczy i przestał na chwile przeżuwać pokarm. Spojrzałam na niego zaskoczona, bo sama nie pomyślałam o kwestii płci. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi w pokoju przyjaciela.
- Louis, bo ja...
- Szukasz ciasteczek? - wziął i wysunął je w stronę chłopaka, którego nie obejmowała kamera internetowa.
 - Skąd masz?! - usłyszałam chrypliwy i lekko zaskoczony głos.
 - Ukradłem Niallowi, ale cii... Właśnie, chcesz kogoś poznać, Harry?
 - Znowu te twoje znajomości z internetu? Ile razy ci mówiłem, że możesz kiedyś trafić na jakiegoś zwyrola, którego będą kręc takie urocze chłopczyki jak ty?
 ***
      Siedziałam właśnie w swoim pokoju czekając na powrót przyjaciela. Właściwie nie miałam pojęcia gdzie tak zniknął. Co prawda miałam do niego numer, ale nie posiadałam komórki. Poza tym nie chciałam kłopotać chłopaków, w końcu praktycznie ich nie znam. Nie ma o co robić paniki. Na pewno zaraz przyjdzie.
      Mój pierwszy poranek w Londynie był wyśmienity. Piękny, słoneczny dzień, do tego świetne towarzystwo i przepyszne śniadanie. Trzeba Hazzie przyznać, że potrafi gotować. Upiekł nawet bułeczki, które swoim maślanym zapachem owinęły cały dom.
     Usłyszałam pukanie do drzwi, a chwile potem lekko się uchyliły.
 - To ja. Mogę? - Louis wyłonił głowę.
 - No, proszę, właź. - usiadł obok mnie. - Czekałam na ciebie.
 - Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak długo trwało. Ale może chociaż tym odkupie grzechy. - powiedział i wyciągnął ze swojego plecaka małe, białe opakowanie.
 - Czy to...
 -... kawałek tortu czekoladowego! - uśmiechnął się.
 - Przepyszny. - westchnęłam próbując kawałek i przymknęłam oczy.
      Chwilę jedliśmy tak w ciszy, czasami rzucając w swoją stronę obraźliwymi hasłami i kradnąc sobie kawałki ciasta. Kiedy widywaliśmy się często w swoim rodzinnym mieście, zawsze tak robiliśmy. Ten chłopak przywoływał mi strasznie dużo wspomnień. Nie wszystkie są dobre, to jest oczywiste, ale daliśmy sobie wspólnie rade ze wszystkim.
 - Właśnie. Jadłaś śniadanie? - włożył łyżeczkę do ust i spojrzał na mnie.
 - No tak, jadłam. Harry przygotował przepyszne śniadanie. Tylko chłopaki to straszne żarłoki z tego co zauważyłam i musiałam się dzielić. - zaśmiałam się, jednocześnie masując po brzuchu.
 - A niech to. - zaklął i popatrzył na mnie. - Słuchaj, w tym domu jest walka o żarcie - zawsze. Najbardziej uważaj na Nialla, ale to już chyba wiesz. - szepnął i zamknął pudełko. - Byli przynajmniej spokojni? Poznałaś wszystkich? Jeszcze raz przepraszam.
 - Nic się nie dzieje Lou, jest ok. Poznałam wszystkich. Są... zabawni.
***
      Pierwszy tydzień w domu mojego przyjaciela i jego zespołu zleciał mi okropnie szybko. Louis zabierał mnie wszędzie, gdzie tylko wpadło mi - lub jemu - do głowy. Już dawno tak się nie bawiłam, a dopiero minęło kilka dni od mojego przyjazdu. Niewątpliwie leciało mi bardzo szybko. Równie szybko polubiłam się z chłopakami. Są naprawdę świetni, a Lou ma szczęście, że trafił na nich. To trochę tak jakby urodzili się po to, żeby być właśnie razem w zespole.
      Dzisiaj ma przyjechać do nas Eleanor - piękna, wysoka brunetka, dziewczyna mojego przyjaciela. Nie wiem dlaczego, ale się stresowałam. Chyba po prostu zależy mi na pierwszym, oczywiście dobrym, wrażeniu. W końcu to ktoś ważny dla chłopaka, więc i ważny dla mnie. Stałam koło schodów wpatrując się w drzwi frontowe. Mój przyjaciel dzwonił kilka minut wcześniej, że już są niedaleko. Mimo to, ciągle ich nie było. Zadzwoniłabym jeszcze raz, ale boje się ją wystraszyć. Dobrze, czasami bywam neurotyczką, wariuję i zawsze najpierw mówię to co mi ślina na język przyniesie, ale naprawdę miałam nadzieje, że dziewczyna mnie polubi.
      Skrzywiłam się, a zaraz potem poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Zwróciłam głowę ku tajemniczej postaci, która zaszła mnie z boku. Natrafiłam na mój ulubiony kolor tęczówek.
 - Co ty, głupia, stresujesz się? - zaśmiał się Harry.
 - Wcale nie. Ja po prostu na nich czekam. Nie sądzisz, że to po prostu miłe z mojej strony? - Harry uśmiechnął się tylko do mnie lekko i chwilę wpatrywał się w moje wyczekujące odpowiedzi oczy.
 - No dobrze, niech ci będzie. Obierzmy taką teorię.
 - Ty zawsze mnie tak traktujesz. Jeszcze gorzej niż Lou. - wywróciłam oczami ze zrezygnowania. Harry zaśmiał się życzliwie i przyciągnął mnie do siebie ramieniem.
 - Już, spokój kurduplu. Nic się nie denerwuj. Eleanor z pewnością cię polubi. - oderwał się ode mnie, wciąż trzymając mnie za ramiona.
 - Dzięki. - wydukałam, za co zostałam poczochrana po głowie.
      W tym momencie drzwi frontowe otworzyły się, a w nich stanęła dziewczyna. Popatrzyła na mnie trochę zmieszana i poczekała aż jej chłopak wejdzie do domu. Ten zaś wprowadził do mieszkania bagaż na kółkach i ściągnął z nosa ciemne okulary.
 - Eleanor, poznaj moją przyjaciółkę, Evie. Evie, to Eleanor, moja dziewczyna. - wydukał dla formalności w pełni z siebie zadowolony.
 - Miło mi cię w końcu poznać. Dużo o tobie słyszałam. - zaczęła nieśmiało i podała mi rękę.
 - Oj, żebyś wiedziała, ile mówił o tobie. - uśmiechnęłam się, a dziewczyna się zaśmiała.
 - No już dobra, dobra. Wszystko ok? - Louis spoglądnął na mnie, a kiedy pokiwałam twierdząco głową, udał się z długowłosą do kuchni po coś do picia.
 - Wiesz co, pożegnaj się z Lou na czas pobytu Eleanor. On zawsze znika, kiedy ona się pojawia. - wyszeptał Hazza z rękami w kieszeniach i odszedł w drugą stronę.
      Przecież to normalne. Oni się rzadko widują, to wiadomo, że jak już przyjechała to będzie z nią spędzał czas. Poza tym to tylko kilka dni.
***
      Dzisiejszego wieczoru nasza urocza para wychodziła na kolację. Jakoś się rozczuliłam trochę na myśl, jakie to romantyczne. Normalnie to nie myślę nawet o takich rzeczach. Nie jestem typem jakiejś super romantyczki czy coś takiego. Po prostu cieszę się, że spotkało go w życiu takie szczęście i spełnienie.
      Właśnie siedziałam w pokoju Louisa i czekałam aż Eleanor wyjdzie z łazienki. Przymierzała właśnie trzecią sukienkę. Pierwszy raz jakaś dziewczyna pytała mnie, którą sukienkę ma wybrać. Miałam koleżanki, znajome i tak dalej, ale jakoś nie za bardzo kręciło mnie siedzenie i szukanie tego całkowicie idealnego ubioru. Lubiłam ciuchy, ale bez przesady.
 - Uwaga, wychodzę. - usłyszałam. - I jak?
      Kiedy ją zobaczyłam szczęka opadła mi do podłogi. Była przepiękna - czarna połyskująca sukienka do kolan z odsłoniętymi plecami, była dla niej perfekcyjna.
 - To jest to. I te buty załóż. Będą pasować, a Louis oszaleje z miłości do ciebie jeszcze bardziej. - podałam jej czerwone buty na wysokim obcasie.
 - Dziękuję ci bardzo. - uściskała mnie przyjaźnie.
 - Chodź już, bo twoja druga połówka dostanie białej gorączki. - złapałam ją pod ramie i pomogłam zejść ze schodów.
      W salonie czekał już Louis. Ubrany był w garnitur i uśmiechał się szarmancko w naszą stronę. Właśnie wtedy po raz kolejny nie mogłam wyjść z podziwu jak bardzo się zmienił i jaki zrobił się męski. No proszę, w końcu na każdego przychodzi taki czas. Koło niego stał Harry z kucykiem na czubku głowy. Obok na kanapie siedział Zayn i Niall grający w jakąś wyścigówkę, a Liam rozmawiał przez telefon. Strasznie się szczerzył, więc zgaduję, że po drugiej stronie słuchawki znajdowała się jego dziewczyna.
 - Wyglądasz pięknie. - zauważył Lou.
 - Dziękuję. Miałam małą pomoc. - spojrzała na mnie, na co ja tylko pokręciłam głową w zakłopotaniu.
 - Jaka tam pomoc... - wydukałam cicho i podrapałam się po głowie. - Bawcie się dobrze.
 - Trzymaj się, do zobaczenia rano. - objął mnie Louis z uśmiechem i zamknął za sobą drzwi.
      Stałam tak patrząc na drzwi. Po chwili usłyszałam przeraźliwy dźwięk jakby coś ciężkiego spadło z co najmniej trzydziestego piętra i roztrzaskało się o podłogę.
 - Ty debilu! Mówiłem ci, że mogliśmy go pokonać, to ty musiałeś poleźć tam gdzie nie trzeba! - krzyknął Zayn, który przed chwilą plasnął ręką o głowę Nialla. Blondyn masował sobie zaciekle tył głowy i skrzywił się pod wpływem bólu.
 - Mówiłem, że jestem głodny, a jak jestem głodny to nie mogę pracować. - wydukał smutno. Zayn pokiwał tylko głową wywracając oczami i tym razem powoli położył mu dłoń na głowie.
 - Już, już. To co, może teraz oglądniemy coś iście głupiego dla rozładowania emocji? - Niall pokiwał tylko głową.
      Uśmiechnęłam się i skierowałam do kuchni. Postanowiłam, że zrobię chłopakom coś na kolację. Po oglądnięciu aktualnej zawartości lodówki i spiżarki, zdecydowałam się zrobić spaghetti. Nałożyłam ugotowany makaron, polałam sosem, posypałam mozzarellą i ziołami, po czym wzięłam dwa talerze do ręki. Kiedy weszłam do salonu blondyn od razu wyłonił głowę zza sofy czując zapach przygotowanego posiłku. Jego oczy powiększyły się niczym pięciozłotówki.
 - Jedzenie! - uniósł ręce do góry, a chwilę potem już oboje zajadali się posiłkiem.
 - Dzięki, Evie, jesteś kochana! Ale wiesz, że nie musiałaś. - zaczął Zayn i popatrzył na blondyna.- Niall, co się mówi?
 - Jest więcej? - zaśmiałam się szczerze pod nosem widząc jego zaciekawioną twarz. - No i, dziękuję, bo to jest mega dobre!
 - Jasne, zostawiłam trochę w kuchni. A gdzie Liam? Przed chwilą jeszcze tu był. - zaczęłam zdezorientowana.
 - Wyszedł do Danielle. Jest od kilku dni w Londynie przy okazji.. czegoś tam. - odpowiedział mi Zayn i zabrał się za oglądanie filmu.
      Pokiwałam tylko głową. Liam lubił równie dobrze znikać jak i pojawiać się znienacka. Zazwyczaj jak trzeba było kogoś ustawić do pionu, a mam tu na myśli gdyby coś się działo lub ktoś potrzebowałby pomocy. Można by po prostu nazwać go dobrą duszyczką czy coś w ten deseń.
      Chwyciłam za talerz i ruszyłam w stronę schodów. Kiedy znalazłam się na górze skierowałam się w prawo i stanęłam naprzeciw trzecich drzwi z kolei. Zapukałam, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Nie wiedziałam czy wejść, czy może lepiej zachować trochę grzeczności i dać sobie spokój. Zapewne do Louisa wparowałabym bez zastanowienia, ale to nie był mój przyjaciel, tylko Harry Styles, przyjaciel mojego przyjaciela, jakkolwiek dziwnie i zagmatwanie to brzmi. Nacisnęłam jednak klamkę i weszłam cicho do pokoju, gdzie tylko mała lampka w rogu biurka dawała trochę światła. Spojrzałam w drugi kąt pokoju, gdzie Harry spał na łóżku z laptopem na kolanach. Musiał przysnąć. Mimowolnie uniosłam lekko kąciki ust i chwile stałam tak, przypatrując się jak cicho oddycha przez lekko uchylone usta. Odstawiłam talerz z jedzeniem, które już praktycznie wystygło i podeszłam do łóżka. Nigdy nie byłam mistrzynią w byciu subtelną, dlatego z wielkim skupieniem podniosłam laptopa który ześlizgnął się z kolan Stylesa i odłożyłam go na swoje miejsce. Spojrzałam na twarz chłopaka i nie widząc żadnej zmiany wzięłam kołdrę jednocześnie delikatnie go nią przykrywając. Odwróciłam się w stronę drzwi, jeszcze kątem oka zaglądając w jego stronę. Nagle ujrzałam jak wpatruje się we mnie bez słowa zaspanymi oczami.
 - Yyy, ja już wychodzę. - pośpiesznie odwróciłam się do drzwi.
 - Nie no, nie musisz. Już nie śpię. Która godzina? - przetarł oczy i przewrócił się na drugi bok.
 - Nie wiem, chyba dwudziesta druga coś. Nie chciałam ci przeszkodzić, nie powinnam tak wchodzić... - wtulony w poduszkę uśmiechnął się tylko pod nosem.
 - A widać, że się gniewam? Chodź tu. - szepnął. Podeszłam więc do łóżka, a on uniósł kołdrę i ewidentnie na coś czekał. Spojrzałam na niego pytająco, a on nie raczył nawet otworzyć swoich zaspanych oczu. - Nooo, bo zimno.
 - Harry, ja nie zamierzam ci się pakować do łóżka.
 - No przecież cie nie zamierzam wykorzystać. - uśmiechnął się. - Tutaj jest cieplej.
 - I to ma mnie zachęcić?
 - Zdecydowanie. - odmruknął.
      Złapałam kołdrę i weszłam do łóżka. Harry przykrył mnie nią i zaczął coś bełkotać pod nosem. Obróciłam się twarzą do niego i poczułam się dziwnie. Co prawda, ciągle miał zamknięte oczy, ale próbował się komunikować. Trzeba było przyznać, że po przebudzeniu ma na prawdę uwodzicielski głos, a jego zapach totalnie mnie otulił, chociaż nie leżałam blisko niego - trzymałam się drugiego krańca łóżka.
 - Wybacz, ale w ogóle nie rozumiem co ty mówisz. - burknęłam. Chwile potem usłyszałam jak pochrapuje z pod burzy swoich loków.
      Westchnęłam i uśmiechając się pod nosem poruszyłam się chcąc wyjść z pod kołdry. Ku mojemu zdziwieniu chłopak tylko złapał mnie za ramie i przyciągnął do siebie, wtulając mnie w swoją klatkę piersiową.
 - Harry...
 - Nie mówiłem ci, żebyś wstawała, prawda? Nie jest ci cieplej?
 - Jest. - odpowiedziałam niczym skrzywdzona dziewczynka.
 - Właśnie. To znaczy, że nie kłamałem i cię nie zgwałcę. - wyrecytował, a ja lekko walnęłam go w plecy.
 - O, przytulasz się do mnie też. Nie powiem, że tego nie lubię, bo wręcz lubię bardzo. - zaśmiał się.
 - Wcale się nie przytulam, tylko cię palnęłam, bo gadasz głupoty! - otworzył oczy i spojrzał na mnie swoimi zielonymi tęczówkami, w których zauważyłam ledwie widoczną iskierkę.
 - Evie, dobrze wiesz, że jak chcesz to możesz sobie iść. Wcale cię tu nie trzymam siłą.
 - No wiem, ale może jeszcze chwilkę. - szepnęłam przymykając oczy. Wtuliłam się mocniej w ramiona chłopaka. Harry westchnął tylko z dezaprobatą.


'He said if you dare come a little closer.' *




Rihanna - Stay ft. Mikky Ekko*

___________________________________________________________________________________
Wiem, nie było mnie miesiąc czasu. Wszystko przez studia i egzaminy pół semestralne, które zaczęły mi się po miesiącu i ciągnęły aż do teraz. Rozdział pisałam już jakiś czas temu, a potem się skasował i byłam okropnie zła. Zostałam też nominowana do Liebster Award, za co dziękuję!

 

Liv.