'Close your eyes before the sleep
And you're miles away
And yesterday you were here with me' *
And you're miles away
And yesterday you were here with me' *
Czułam jak powracam z krainy snów do rzeczywistości. Zaczęłam odczuwać przyjemne ciepło, które krążyło po moim ciele, a w nozdrza wdarł się zapach - mocny i specyficzny, którego nijak nie mogłam opisać. Dobrze wiedziałam do kogo on należy, bo przecież otulał mnie każdego dnia. Wpadał niczym burza w każdy zakamarek mojego umysłu, przy okazji pobudzając każdy neuron do pracy. Zupełnie jakby ta przyjemna woń usilnie chciała być zapamiętana. Dawno już nie miałam tak intensywnego przebudzenia, które sprawiało, że od razu odczuwałam potrzebę otworzenia oczu, wsłuchaniu się w odgłosy poranka, wciągnięciu do płuc jeszcze większej ilości powietrza wymieszanego z zapachem, który przyprawiał mnie o zawrót głowy. Jednak najbardziej czego pragnęłam to pozostałe dwa zmysły - odczuwałam potrzebę dotyku i smaku.
Wszystko chyba przez tą nadmierną euforię, która krzątała się we mnie sama nie wiem od jak dawna. Tutaj, w domu Louisa, nie posiadam żadnych zmartwień. W tym właśnie miejscu moje życie przypomina białą, czystą kartkę, a możliwości na jej zapełnienie jest tak wiele, że nie w sposób ich wszystkich wymienić. To trochę jak młode pisklę, które matka wyrzuca z gniazda aby nauczyło się latać, a tym samym zaczęło podążać swoją własną ścieżką. Tylko, że ja nazywam się Evie Bein i cicho marzę aby moja mała przygoda rozwinęła się w coś niezapomnianego.
** 'I'm out of touch,[...]
I'm out of sight, I'm out of mind.'
Uniosłam prawą dłoń i wtuliłam się nią w ciało Harrego. Na chwilę otworzyłam oczy i spojrzałam na klatkę piersiową, która leciutko unosiła się i opadała. Chwile potem uniosłam delikatnie brodę i spojrzałam na twarz chłopaka. Zaśmiałam się cicho widząc odbity na policzku ślad poduszki, którego musiał nabawić się w nocy. W tym obrazku, który coraz bardziej mnie do siebie przyciągał, brakowało mi tylko soczystego odcienia w kolorze zieleni, przepełnionego zadziornością i inteligencją. Bez tego blasku, który ukrywał pod zamkniętymi powiekami, wyglądał jak ktoś zupełnie bezbronny. Wyglądał nieziemsko. Jedynym minusem śpiącego Hazzy było to, że lubił często przekręcać się z boku na bok i zarzucać rękami gdzie popadnie, szukając kontaktu i ramion, do których mógłby wkleić swoją osobę.
Delikatnie rzęsami przeczesałam powietrze, kiedy powieki ponownie opadły ku dole.
Próbowałam oddychać równomiernie, ale nie do końca mi to wychodziło. Bliskość sprawiała, że zawsze czułam się zakłopotana. Nie chodzi o to, że przespałam w łóżku całą noc z chłopakiem, którego ledwie znam od tygodnia - w końcu obydwoje jesteśmy dorośli i to nic takiego - po prostu ponownie moje zmysły i odczucia nie dawały mi spokoju. Kręciły się gdzieś we mnie tworząc mieszankę wybuchową, zdolną do wielu rzeczy. Na przykład do ucieczki, do unikania siebie nawzajem, do bycia niemiłą lub do głębszego polubienia kogoś. Zgodnie mogę stwierdzić, że nic z tych wymienionych rzeczy nie powinno mieć miejsca, a moja panika i zbyt szerokie rozmyślanie właśnie daje o sobie znać.
'[...]but I've got ya to keep me warm
** and if you're broken I will mend ya and keep you sheltered.'
** and if you're broken I will mend ya and keep you sheltered.'
Poczułam delikatną dłoń zakładającą leniwie opadające kosmyki włosów z mojej twarzy za ucho. Przez ciało przeszedł mnie delikatny, ale chłodny dreszcz. Miałam nadzieję, że on tego nie zauważył, nie odczuł i nie pomyśli sobie czegoś głupiego. Potem nie czułam już tego cudownego dotyku. Zabrał gdzieś swoją dłoń, co niekoniecznie wprawiało mnie w zadowolenie i wywoływało w głowie obraz grymasu wypisanego na twarzy. Nie czułam też jego oddechu, który bezszelestnie muskał moją skórę od wczorajszej nocy. Jakby wszystko pękło niczym wielka i niesamowita bańka mydlana, po której zostaje tylko rozczarowanie spowodowane tym, że ta chwila, w której mogliśmy się nią cieszyć, trwała o wiele za krótko. Stwierdziłam za to, że pora otworzyć oczy i powrócić do życia, chociaż nie miałam teraz na to zbytniej ochoty. Brunet patrzył na mnie z lekkiej odległości i kiedy spojrzałam na niego z lekko uchylonymi ustami ledwie zauważalnie uniósł kąciki swoich ust w lekką podkowę.
- Cześć, jak się spało? - zapytał z chrypką w głosie.
- Okropnie, strasznie się rzucasz.
- Kto to mówi. Ty gadasz przez sen. - zaśmiał się chłopak, na co lekko klepnęłam go w policzek.
- Jestem damą. Dama może wszystko.
Nie odpowiedział tylko uśmiechnął się jeszcze bardziej i przypatrywał mi się przez chwilę lustrując każdą część mojej twarzy, wprawiając mnie w zakłopotanie, które cholernie trudno było mi ukryć. Jego uśmiech stawał się coraz większy aż zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
- Wiesz, a ja osobiście lubię jak dama się rumieni. To słodkie. - niemalże wyszeptał, a ja otworzyłam oczy ze zdumienia i zastygłam w bezruchu.
- No rzesz cholera, Styles! Wstaję. - rzekłam trochę oburzona i stanęłam na równych nogach przed łóżkiem, w którym chłopak dalej ogrzewał swój jakże zgrabny tyłek. Wróć, po prostu tyłek. - Dzięki, było ciepło, nie zostałam zgwałcona, a teraz... idę. - wskazałam na drzwi. Harry uśmiechnął się po raz kolejny, jednocześnie unosząc brwi i pomachał mi na do widzenia.
Delikatnie uchyliłam drzwi i wyszłam na korytarz. Nie spotkałam tam nikogo co wywołało u mnie odczucie ulgi. Nie chciałam mieć wyrobionej opinii u chłopaków i Eleanor za to, że spędziłam noc nie w swoim pokoju. Kto wie co mogli by sobie pomyśleć. Mogło by to po nich totalnie spłynąć, mogli by się śmiać, ale mogli by też pomyśleć, że wykorzystuję byle okazje, a przecież żadne z nas nie miało na myśli tych bardziej złożonych intencji.
Przeszłam na drugą stronę piętra i otworzyłam drzwi prowadzące do mojego pokoju. Westchnęłam rozglądając się dookoła i skierowałam swoje kroki do łazienki. Zrzuciłam ubrania, które ciągle miałam na sobie z wczorajszego dnia i odkręciłam kurek z wodą. Przyłożyłam rękę i kiedy poczułam, że staje się ciepła szybko weszłam do kabiny. Moje sensory momentalnie zaczęły działać kiedy ciecz dotknęła faktury mojego ciała. Dokładnie tego teraz potrzebowałam.
'I cannot breathe
Can you hear it, too?' ***
Owinięta ręcznikiem usiadłam na swoim łóżku. Woda skapywała mi lekkim strumieniem po cieńszych warstwach włosów w odcieniu czekolady. Przyłożyłam prawą dłoń do ust i złapałam lekko zębami paznokieć. Szybko jednak wyrwałam się z tego dziwnego transu i sięgnęłam po telefon, przy okazji zerkając też na zegarek wskazujący mi godzinę dwunastą. Chwilę potem, ubrana w zwykłą bokserkę i rurki, zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do kuchni, tak jak każdego normalnego poranka. Dziwnym trafem nie mijałam dzisiaj nikogo. Ani zajadającego się Nialla, ani rozmyślającego Liama, ani nawet Louisa, który zawsze czekał aż tylko podniosę, jak to on w zwyczaju miał mówić, swoje zwłoki i przytargam je tutaj. Nie było jednak nikogo. Sięgnęłam więc do lodówki, gdzie znalazłam talerz naleśników z dodatkiem bananów, a obok postawiony był syrop klonowy. Przy talerzu położona była też karteczka, którą z ciekawości podniosłam ku sobie. Pisało na niej "To w podziękowaniu za wczorajsze. Zayn&Niall." Uśmiechnęłam się do siebie i wraz z talerzem zasiadłam do stołu.
Byłam ciekawa co robi mój przyjaciel. Nie czułam się jeszcze swobodnie w tym domu, więc nie chciałam długo pozostawać sama. Jedyne co nasuwało mi się na myśl to słowa Harrego, który powiedział mi, że Lou zniknie na kilka dni, dopóki Ele będzie w naszym otoczeniu. Nie ma go za co winić, jego życie, a ja nie mogę mieć ciągle niańki prowadzącej mnie za rękę.
Kiedy weszłam do salonu zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą począć. Wtedy właśnie, jakby wybawiając mnie od zagubionego poczucia, uratował mnie Zayn. Kiedy mnie zauważył uśmiechnął się i rzucił radosne cześć. Widać dobry humor mnoży się w tym domu i roznosi drogą powietrzną w zastraszającym tempie.
- Dziękuje. - odwróciłam się w jego stronę, a ten spojrzał na mnie, jakby nie zrozumiał o co mi chodzi. - Za śniadanie.
- No tak. - przeczesał dłonią włosy. - Nie ma za co. Mam tylko nadzieję, że smakowało ci chociaż w jednym małym stopniu.
- Wiesz, było całkiem, całkiem ok...
- Całkiem ok? - zacytował mnie Zayn, udając zaskoczonego z nutką uśmiechu. - Wiesz ile pracowałem, żeby odwrócić te naleśniki na patelni?
- Były świetne.
- Prosto z serduszka. - brzmiąc jak rasowy gość z jakiejś reklamy Malik pokazał na mnie palcem i mrużąc oczy odwrócił się by otworzyć lodówkę.
Chłopcy byli na prawdę bezcenni. Zawsze któryś potrafił mnie wprowadzić w stan, gdzie nie liczyło się dla mnie nic poza teraźniejszością. Potrafili zaczarować człowieka tak, jakby był w stanie błogości i wiecznie się cieszył. Nie wiedziałam, że takie miejsca na ziemi na prawdę istnieją, a może raczej, że są tacy ludzie.
- Nie ma nic do jedzenia, chrzanić to. - mruknął. - Idę zapalić, idziesz ze mną?
- W zasadzie. - poruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę chłopaka.
Znów znajdowałam się teraz na drugim piętrze - kierowaliśmy się właśnie do pokoju Malika. Nigdy tam jeszcze nie byłam, więc nie wiedziałam czego się spodziewać. Nagle stanął przed drzwiami i nacinając klamkę zaprosił mnie teatralnym gestem. Kiedy zobaczyłam wnętrze jego małej prywatności, popadłam w lekkie zdumienie. Otóż Zayn Malik, chociaż nazywany tym próżnym, spędzającym więcej czasu przed lustrem, miał na prawdę dobry gust. Pomijając stertę ubrań, która zwinnie została skompresowana w kąt pokoju oraz kilka brudnych kubków psujących ogólny wystrój pomieszczenia. Zayn podszedł do balkonowych drzwi w kolorze ciemnej kości słoniowej i zwinnie przeszedł przez framugę, która była lekko uniesiona ponad poziom podłogi. Wyciągnął ze swojej szerokiej bluzy nieco zgniecioną paczkę i wyjmując długą tutkę wypełnioną tytoniem ułożył ją między ustami. Następnie podał paczkę mi, z której wyciągnęłam papierosa i zrobiłam z nim to samo co chłopak. Chwilę potem powietrze zaczęło mieszać się z dymem papierosowym.
- Też lubię mentolowe. - stwierdziłam po chwili ciszy. Chłopak zwrócił swoje oczy ku mojej postaci by potem ponownie popatrzyć przed siebie.
- Zwykle pale regularne. Po prostu nie miałem czasu i sięgnąłem po takie. - zaśmiał się pod nosem, a ja pokiwałam tylko głową. - I jak ci u nas leci czas?
- W porządku, a w zasadzie bardzo fajnie.
- Nie robisz mi dziwnych zdjęć i nie wrzucasz do internetu, prawda? - spojrzał na mnie z iskierką rozluźnienia.
- Cały czas. Myślałam, że jesteś bardziej spostrzegawczy.
- Wychodzi na to, że jednak nie. - zaśmiał się, a chwilę potem zdziwiony spojrzał na moją dłoń. - Strasznie szybko palisz
- Pewnie to na tle nerwowym. - westchnęłam unosząc brwi do góry i zrzuciłam papierosa, który zaczął nabierać prędkości spadając ku dole. - Idę poszukać Lou. O ile odkleił się od swojej drugiej połówki.
Kiedy wyszłam z pokoju Malika napotkałam Liama, który właśnie chyba gdzieś wychodził. Szedł szybkim tempem, jednocześnie poprawiał zagięty do środka kołnierz kurtki. Prawie wpadł na mnie z impetem. Przestraszony spojrzał na mnie i rzucił tylko, że musi uciekać. Cóż, wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam dalej. Właściwie dzięki niemu wpadł mi do głowy pomysł by po prostu wyjść z domu i zaczerpnąć świeżego powietrza. Skierowałam więc swoje kroki do pokoju i zabierając torebkę wyślizgnęłam się na zewnątrz. Przy wyjściu ubrałam buty i krzyknęłam jeszcze do Nialla, który robił coś na laptopie w salonie, oznajmiając mu, że wychodzę oraz że nie wiem kiedy wrócę.
Na dworze robił się już powoli półmrok, ale w powietrzu wisiały jeszcze pomarańczowo-żółte odcienie promieni, których źródłem było zachodzące słońce. Mimo, iż była wiosna, założyłam rękawiczki na skostniałe palce. Zawsze strasznie marzłam w dłonie i potrzebowałam dodatkowej ochrony.
Ruszyłam przed siebie. Minęłam mały park, w którym ludzie spacerowali ze swoimi zwierzakami, natomiast inni zajmowali się sportem lub po prostu leżeli na trawie wpatrzeni w błękit nieba. Szybko znalazłam się w małej alejce sklepów i kawiarenek. Miejsce to było przemiłe i przytulne, aż zachęcało nowo przybyłego do zwiedzenia go trochę bardziej. Lekko przemarznięta weszłam do kawiarni o nazwie The Growling Rabbit. Pomieszczenie od razu zachęciło mnie do zostania na dłużej. Ściany były pomalowane na ciemnozielony kolor, a podłoga wyłożona była brązowymi panelami. Można było tu usiąść zarówno na krzesłach przy stolikach, na sofach czy fotelach. Wiszące lampki dodawały jeszcze większego uroku, tak samo jak mały kominek, który tlił się ile fabryka dała. Podeszłam do lady, gdzie dziewczyna prawdopodobnie w moim wieku uśmiechnęła się i automatycznie, ale przyjaźnie, zapytała mnie o mój dzień i co podać. Zamówiłam więc kawę z mlekiem i dodatkiem syropu cynamonowego. Chwilę potem dostałam kubek, z którym powędrowałam na fotel skierowany pod okno. Panował tam półmrok, a subtelna alternatywna muzyka dopływała do moich uszu dostarczając uczucia ukojenia. Westchnęłam cichutko i upiłam łyk ciepłej kawy, która w przeciągu milisekundy rozgrzała moje gardło.
Coś zaczęło zakłócać moją idealną sielankę. Kątem oka widziałam trzy szepczące sobie na ucho dziewczyny, które niezbyt przejmowały się tym, jak bardzo widać było, że obgadują moją osobę. Kiedy spojrzałam na nie z zapytaniem wymalowanym na twarzy, obróciły się na chwilę, ale tylko na chwilę, bo potem znowu wlepiały we mnie swoje spojrzenia.
- Mogę wiedzieć o co chodzi? - wstałam z fotela, uprzednio kładąc kawę na stoliku.
Jedna z dziewczyn została wypchnięta w moją stronę. Założyła włosy za ucho, jednocześnie uchylając malinowe usta. Oczy miała duże niczym sarna, a włosy długie w kolorze blond.
- Bo... Nie wiem jak zacząć. - wyjąkała dziwacznie spoglądając na swoje koleżanki.
- Najlepiej prosto z mostu. - usiadłam ponownie popijając kawę.
- To ty jesteś tą ostatnią dziewczyną z wiadomości o One Direction, prawda? - usiadła w fotelu obok. Spojrzałam na nią z pod kubka, który szczelnie obejmowałam palcami.
- Nie wiem, ostatnio nie przesiaduję w internecie i nie czytam gazet. - odpowiedziałam wymijająco, próbując wykazać się oszukaną głupotą. Dziewczyna przechyliła głowę i zastanowiła się na chwilę.
- Jestem Katherine. To znaczy wystarczy Kath. - podała mi dłoń, na którą spojrzałam i sama nie wiedziałam co zrobić.
- Evie. - ledwie złapałam jej dłoń, kiedy usłyszałam dźwięk komórki. Wciąż nie posiadałam własnej, więc spojrzałam na blondynkę. - Nie odbierzesz?
- Ale to chyba twoja. W torebce ci dzwoni. - wskazała niepewnie.
Faktycznie, dzwoniła bardzo blisko. Sięgnęłam więc wgłąb torebki. Ku mojemu zdziwieniu wydobyłam z niego urządzenie, na pierwszy rzut oka cholernie drogie, prawdopodobnie miało wszystkie możliwe funkcje jakie tylko komórka może mieć. Problem w tym, że nie wiedziałam jak odebrać dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, lecz numer był nieznany.
- O tutaj. - Katherine wskazała ponownie na ekran dotykowy.
- Dzięki. - szepnęłam w jej stronę i odeszłam w stronę toalet, usiłując odebrać rozmowę. - Halo?
- Gdzieś ty jest? - usłyszałam męski głos.
- Ale to nie mój telefon. I wyprzedzając pytanie - nie wiem skąd go mam. - wyrecytowałam bezradnie, a w odpowiedzi usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
- Dobrze, ale gdzie jesteś, Evie?
- O, to dziwne. Wiesz, że mam ten telefon, ale trochę grzeczności i może byś mi się przedstawił?
- Rany, kurduplu, to ja, Harry.
- Ta, wystarczyło bez kurduplu.
- W sumie to samo to by wystarczyło, bo kto inny cię tak uroczo nazywa? - zarechotał do telefonu.
- Dobra, Styles. Co chcesz? Tylko szybko, bo jestem na podsłuchu.
- Jakim podsłuchu?
- Chociaż raz nie dyskutuj tylko się sprężaj. - wyszeptałam do słuchawki spoglądając za framugę w stronę dziewczyn, które ciągle czekały na mój powrót.
- Lou cię szuka. Długo cię nie ma i dostaje potocznej białej gorączki. Jak zobaczy, że wyszłaś i mu nic nie powiedziałaś to nas wyzabija, że narażamy się na niebezpieczeństwo kryjące się w dżungli zwanej potocznie Londynem, że wyszłaś sama, że....
- Dość, zrozumiałam. Jestem w kawiarence na Orchard Street, ale to z dwadzieścia pięć minut od domu na piechotę. Więc chwilę mi zajmie.
- Wyślij mi dokładny adres i za góra pięć minut jestem. Bez odbioru. - usłyszałam przerywany odgłos w słuchawce.
Spojrzałam jeszcze na wyświetlacz, na którym wciąż widniał jeszcze jego numer. Dopiero wtedy poczułam przyjemne ciepło rozpościerające się w moim brzuchu.
'Don't hold me down
I think my braces are breaking' **
I think my braces are breaking' **
Nagle przypomniałam sobie, że muszę zrobić coś z dziewczynami, które ewidentnie były fankami chłopaków i podejrzewałam, że nie prędko chciały mnie wypuścić z lokalu. Zebrałam się w sobie i podeszłam do Katherine. Jej koleżanki wyglądały na bardziej ośmielone, kiedy zauważyły, że blondynka rozmawia ze mną normalnie.
- Mogę cię na chwilę poprosić? - pokiwała radośnie głową i ruszyła za mną. - Słuchaj, właściwie jestem nowa tutaj i tylko na chwilę.
- Wiem. To znaczy słyszę twój akcent. - dodała po chwili.
- No właśnie. Możesz dać mi swój numer telefonu? Może kiedyś byśmy gdzieś wyskoczyły albo coś. - zapytałam ją, a ona od razu się rozpromieniła i podyktowała swój numer. - Mam jeszcze tylko prośbę.
- Tak?
- Nie mów koleżankom. Strzel im jakieś kłamstewko, proszę.
- Właściwie to tylko inne fanki One Direction spotkane przeze mnie przez internet. Nie martw się, nic nikomu nie powiem. - obstawiała przy swoim z podekscytowania zaciskając lekko dłonie.
Usłyszałam jak telefon ponownie dzwoni wyświetlając numer Hazzy. Szybko schowałam telefon do kieszeni i pożegnałam się z blondynką. Kiedy wyszłam zerknęłam jeszcze przez ramię czy nie postanowiła mnie śledzić albo coś w ten deseń. Zobaczyłam znane mi już auto i zwinnym krokiem weszłam do środka. Właściwie to był mój pierwszy raz, kiedy byłam pasażerem Harrego.
- Witaj k...
- Tylko nie kurduplu. - przymrużyłam oczy i spojrzałam na niego. Ten spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem.
- Chciałem powiedzieć kruszynko. - uniósł prawą brew i spojrzał przed siebie ruszając z miejsca. Natomiast ja poczułam jak moje policzki nabierają lekko różowego koloru. Aby uniknąć wzroku chłopaka spojrzałam za okno.
Chwilkę potem dojechaliśmy pod dom. Przeszliśmy z Hazzą przez garaż, następnie schodami w górę i szybko pobiegliśmy na piętro wyżej pod nasze pokoje.
- Dzięki. - szepnęłam spoglądając na wyjątkowo przyjazny wyraz twarzy chłopaka.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się do mnie serdecznie.
Usłyszałam kroki Louisa i uniesiony ton. Zastraszająco szybko nacisnęłam klamkę i wbiegając do pokoju zaczęłam ściągać buty, rękawiczki oraz szalik. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam jeszcze w lustro czy aby na pewno wszystko wygląda normalnie i wyłoniłam głowę zza futryny. Ulgę, która od razu pojawiła się na twarzy chłopaka nie w sposób było opisać.
- Witaj Louis.
Ed Sheeran - Autumn Leaves *
Ed Sheeran - Lego House **
Imagine Dragons - Hear Me***
____________________________________________________________
Nie jestem zadowolona. To znaczy, może z części tylko, a wszystko przez to, że tą jedną część pisałam wcześniejszego wieczoru w strasznie dziwnym do opisania humorze.
Dziękuję za wszystkie komentarze jakie dodajecie. Bardzo, ale to bardzo się z nich cieszę!
Liv.