12 listopada 2013

CHAPTER 14: Take a chance.

Witajcie! ;*

Nie pisałam, czekałam na więcej komentarzy, chociaż te 15. Trochę za mało jest, zwłaszcza, że przybyło obserwujących, a reszta dalej ma gdzieś. No cóż, jeszcze jeden wpis się pojawi do końca pierwszej części, a potem zobaczę co dalej. Chociaż mam już plan na drugą część i sądzę, że mogłoby wam się spodobać.
Wiem, że trochę za krótkie, ale chyba dało się już zauważyć, że jak dodaję krótki to zaraz pojawia się drugi rozdział :) Więc spodziewajcie się niedługo. Tylko proszę o komentarze!
Ah, i przepraszam ponownie za błędy - nie sprawdziłam dokładnie, gdyż ponieważ brakło czasu ;)

 - Podaj mi prosze te koszulke z łóżka.
 - A może by tak po prostu razem tam po nią pójść? - Harry zamruczał wprost do mojego ucha całując mnie po szyji i przykucnął tuż za mną.
 - Przecież wiesz, że próbuję się spakować wczesniej żeby mieć potem więcej czasu z wami. - odwróciłam głowę ku niemu.
 - Wiem, wiem. Szkoda tylko, że musze jeszcze tym czasem podzielić się z Lou, no i resztą. - pokręcił głową.
 - Nie martw się. Pojade do domu i za jakiś maksymalnie miesiąc jestem z powrotem w Londynie. Wy załatwicie kilka spraw jako One Direction, a ja poukładam sobie wszystko w swoim kraju.
 - A potem będziemy razem i będziemy mieć czas na wiele różnych, ciekawych rzeczy... 
 -... jak czytanie razem książek. - odpowiedziałam śmiejąc się pod nosem kiedy miał już pocałować mnie w usta.
      Hazza odsunął się ode mnie zaskoczony, lecz widząc moją rozbawioną minę jedynie poczochrał mi włosy, które opadając w dzikim nieładzie zasłoniły mi szczelnie obraz na świat.
 - Nie rób tak!
***
      Wciąż było wcześnie, zbliżała się dopiero dwunasta w południe. Wciąż czekał mnie cały dzień pełen wrażeń. Ostatni dzień spędzony razem z nimi, a na pewno ostatnie pewne momenty, w które jestem w stanie uwierzyć, że naprawdę się wydarzą.
      Sama nie wiem, nikt tego nie wie, co wydarzy się dalej i jak los ułoży ścieżki w życiu każdego z nas. Oby wszystko było tak samo, bo każdy aspekt mojego życia toczy się ku najlepszym torom jakie mogło tylko obrać. Mam wszystko czego potrzebuję - kochanego Lou, resztę chłopaków, Stevena, Eleanor i Hazzę, który w końcu zdaje się powoli otwierać na nowy związek, a raczej na przyszłość, która maluje się w jego oczach dość pozytywnie.
      Chowałam właśnie sznurówki od lewego buta kiedy Louis chwycił mnie za rękę i wybiegł z domu.
 - Nie traćmy czasu! - krzyknął śmiejąc się słodko pod nosem.
      Zabrał mnie w najzwyklejsze, a zarazem najbardziej czarujące, miejsce jakie znałam w tym mieście - nad jezioro, które leżało praktycznie w centrum jednego z parków leżących na bardziej odludnionych rejonach Londynu. Pomyślał nawet o koszu piknikowym, który zapełnił po brzegi naszymi ulubionymi przekąskami i ciastem, które jedliśmy kiedy któreś z nas było smutne, ot tak na poprawę humoru.
 - Spakowana?
 - Mhm. - mruknęłam z łyżeczką w buzi.
 - Wybijesz sobie zębicha, kochana.
 - Dobra, dobra. Już. - powiedziałam uśmiechając się do niego promiennie i wyciągnęłam sztuciec z ust. - Wiesz.. Mimo, że wrócę to i tak jest mi smutno, że muszę się z wami rozstać. Nawet na te chwile.
 - Oj wiem. - przytulił mnie do siebie lewym ramieniem. - Tak jak wspomniałaś - wrócisz. Pojechałbym z tobą, żeby dotrzymać ci towarzystwa w czasie załatwiania tych wszystkich nudnych papierkowych robót czy co tam będziesz robić. - wywrócił oczami.
 - Wiem Lou. Macie dużo terminów teraz, prawda? Wywiady, koncerty i inne.
 - No tak, ale i tak jest mi głupio.
 - Nie powinno ci być. Przecież jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać. - spojrzałam na niego radosna.
 - No tego... Harry też na pewno potrafi dobrze się tobą zająć, ale..
 - Lou!
 - No co? To też mój przyjaciel. - zaśmiał się. - Podobno nie jesteś taka nieśmiała.
 - LOU! - krzyknęłam speszona. Na szczęście jedynie jakaś starsza para spojrzała w naszą stronę kiedy przechodziła tuż obok. - Nie wierze... Czy.. o czym wy...
 - O niczym takim, słowo! - uniósł ręce w geście poddania. - Po prostu się cieszę, że wreszcie coś ruszyło do przodu. Oboje was bardzo lubię i życzę wam szczęścia.
 - Też się cieszę. - założyłam włosy za ucho.
      Louis zamilkł na chwilę i wpatrzył się w idealnie dzisiaj niebieskie niebo. Jego myśli zdawały się być zupełnie inne niż zamazana białymi chmurami niebieska płachta wisząca nad naszymi głowami. Nie mówiłam nic, czekałam aż sam powie mi nad czym myśli kiedy poskłada je w jedną całość. Tak również się stało. Odetchnął głęboko, spojrzał na swoje spodnie i uśmiechnął się pod nosem.
 - Chciałbym oświadczyć się Eleanor. - prawie sam niewierząc w swoje słowa spojrzał na moją twarz.
      Totalnie zaskoczył mnie swoim wyznaniem. Nie dlatego, iż nie wierzyłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie albo w to, że on nie kocha jej aż tak mocno, ale dlatego, że zrobił to tak nagle. Są w końcu ze sobą już kilka lat i zawsze tak bardzo dobrze się rozumieli, a teraz czas na kolejny krok w ich wspólnym życiu.
 - Louis, to wspaniale! - wymamrotałam wciąż w lekkim szoku. - Myślałeś już kiedy chcesz to zrobić?
 - Dokładnie jeszcze nie. Chciałbym, żeby było to coś wyjątkowego i oczywiście żebyś ty również była wtedy obok mnie, tutaj, w Londynie. No i może troche mi pomogła z planowaniem. W końcu niecodziennie zdarza się coś takiego. - trochę nerwowo, ale z entuzjazmem wypowiedział te słowa. - Po prostu zdałem sobie sprawę, że to z nią chcę spędzić resztę swojego życia, mieć dzieci... Dziwne, czasami mam wrażenie, że za szybko dorośliśmy. - zaśmiał się ponownie.
 - Cieszę się twoim szczęściem, bardzo. - przytuliłam go mocno, a on odwzajemnił mój uścisk.
 - Jeszcze jedno. Nie mów o tym nikomu, nawet Hazzie. Powiem mu, ale chciałem, żebyś była pierwsza.
 - Jasne, nie powiem nikomu.
       Czas leciał nam bardzo szybko i nieubłaganie. Spędziliśmy razem dwie godziny na wspólnych rozmyślaniach o przyszłości, wspominaniu tego co było i co osiągnęliśmy do czasu teraźniejszego. Wciąż niesamowicie wdzięczna byłam, że mam go tuż obok swojego boku i że w każdej okoliczności mogę liczyć na tego idiotę, zupełnie tak samo jak on może liczyć na mnie.
 - Powinniśmy chyba wracać. Ten debil się niecierpliwi. - westchnął Lou uśmiechając się do mnie. - Będziemy mieć jeszcze bardzo dużo czasu dla siebie. Na żywo.
***
     Kiedy przekroczyliśmy próg domu powitał nas Zayn. Ukłonił się nisko w moją stronę i chwytając moją dłoń uśmiechnął się szarmancko.
 - Zapraszamy do stołu. - jego słowa zabrzmiały mi w uszach.
     Wchodząc do jadalni doszukałam się tam Nialla oraz Liama. Nigdzie zaś nie było Harrego, który dopytywał się tak ciągle mnie i Louisa w wiadomościach tekstowych o godzinę naszego powrotu.
      Usłyszałam dzwonek do drzwi, do których od razu z miejsca ruszył Zayn. Po chwili w drzwiach ujrzałam Stevea oraz Erica, jego chłopaka. Wręczyli mi bukiet pięknych różnokolorowych kwiatów, które swoją objętością przerastały moją smukłą osobę.
 - Tak się cieszę, że przyszliście. Witaj Eric. - przywitałam się z niedawno poznanym mi nastolatkiem.
 - Jak mogłoby nas zabraknąć?! - zapytał Steve i przytulił mnie mocno do siebie.
     Wszyscy usiadliśmy przy stole. Tuż po mojej prawej stronie pozostawione było puste miejsce, więc pewnie mój luby również planował przyjść.
 - Wstawać, wznosimy toast! - krzyknął Liam unosząc kieliszek czerwonego wina. Pamiętali, że wolę je od białego. - Za udaną podróż, załatwienie swoich spraw i za szybki powrót do nas!
     Każdy upił łyk czerwonego płynu i ponownie zasiadliśmy na krzesłach.
     Nagle drzwi frontowe trzasnęły z hukiem. Do jadalni wszedł nikt inny jak Hazza. Dyszał próbując złapać powietrze do płuc i uśmiechnął się przepraszająco patrząc mi prosto w oczy.
 - Wybacz, nie planowałem się spóźnić. Chyba niewiele mnie ominęło, co? - spytał całując mnie w policzek i usiadł obok mnie.
 - Nie. Tylko toast. - odpowiedziałam zadowolona.
      Jak się okazało gotował nikt inny jak Harry.
 - Masz już bilet powrotny do Londynu? - zapytał Steve kosztując pierwszego dania.
 - Jeszcze nie. Jak tylko będę wiedziała kiedy na spokojnie się wyrobię z powrotem to kupię.
 - Oby nie zajęło ci to długo. Będziemy tęsknić. - pogroził mi Lou, który zajmował miejsce po mojej lewej stronie.
 - Nam pozostanie jęczenie młodego królewicza. - Liam ukratkiem spojrzał ku Hazzie, którzy wskazał na siebie palcem, jakby zupełnie nic nie rozumiał.
 - W sensie, że mojego, tak?
 - Wiecie co. - Niall przyjął minę myśliciela. - Przyjmuję zakłady. Kto stawia, że Harry nie wytrzyma nawet pół dnia?
 - Ja stawiam, że po godzinie będzie miał fochy. - wystrzelił zupełnie pewny siebie Zayn.
 - Dajcie spokój. Przecież wróci, nikt tutaj nie będzie się rozstawał. - wypowiedział trochę nieśmiale Hazza i pochwycił moją dłoń pod stołem, która spoczywała na moim udzie. - Będzie dobrze.
 - Fajnie razem wyglądacie. - wtrącił Eric.
      Wszystkie pary oczu spojrzały na niego, a chwilę potem przesunęły się na nasze postacie.
 - Właściwie to.. my tak.. trochę nie.. - zaczęłam, ale Hazza ścisnął moją dłoń, która spoczywała pod stołem na moim udzie.
 - Wiemy. - przytaknął bardziej w moją stronę i wszyscy powróciliśmy do jedzenia.
      Uśmiechnęłam sie trochę nieśmiało i wbiłam widelec w rybę, która leżała na talerzu przede mną.
 - Zostaw. - usłyszeliśmy warknięcie ze strony Zayna, który swój wzrok wbił w rękę Nialla zbliżającą się ku jego talerzowi.
 ***
       Zaraz po kolacji zostałam odesłana do salonu. Nie pozwolono mi nawet zanieść naczyń do kuchni, bo jak to ujął Liam to ja jestem ich gościem. Przez całą kolację żałowałam jedynie, że nie było z nami wybranki mojego przyjaciela, ale nie jej wina, że ma teraz napięty grafik i jest trochę daleko od nas.
 - Chodź ze mną. - szepnął do mnie Harry zalotnie uśmiechając się w moim kierunku.
      Wstałam z sofy chwytając jego niesamowicie ciepłą dłoń. Zarzucił na moje ramiona długi czarny płaszcz, chociaż wciąż było dość ciepło, i otworzył drzwi przepuszczając mnie przodem.
      Poprowadził mnie w kierunku tyłu domu, gdzie znajdował się mały dwupiętrowy domek gościnny. Kiedy otworzył drzwi moim oczom ukazał się pokój ubrany w miliony różnokolorowych światełek, które pozostawiały jednak miły dla atmosfery półmrok w pokoju. Cicho grająca nastojowa muzyka rozbrzmiała w moich uszach, kiedy usiedliśmy na sofie. Mój luby sięgnął po szampana, który stał przygotowany wraz z kieliszkami na stoliku.
 - To dlatego przybiegłeś spóźniony na obiad, prawda? - zapytałam dalej lekko zaskoczona.
 - No, zgadza się. - przytaknął i podał mi kieliszek. - Chciałem cię trochę zaskoczyć i spędzić jeszcze trochę czasu tylko z tobą.
 - Udało ci się. Jest idealnie. - uśmiechnęłam się i pocałowałam Hazzę w usta otulając się jego ramieniem.
 - No to skoro spóźniłem się na toast to wznieśmy jeden razem, taki nasz.
 - To za co?
 - Za.. - zastanawiał się i w zamyśleniu oblizał usta. - Za nas.
      Utkwiłam wzrok w jego skupionej twarzy. Nie wiedziałam dlaczego, ale była dla mnie jeszcze bardziej zmysłowa niż wtedy kiedy uśmiechał się do mnie promiennie. Było w niej coś co od razu powodowało u mnie motylki w brzuchu.
 - Żebyś wróciła do mnie szybko i żebyśmy już nigdy nie musieli przechodzić przez coś złego czy skomplikowanego. Chciałbym, żebyś była przy moim boku i żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. Czuję, że jestem gotowy na kolejny związek, bo czuję, że... Sam nie wiem. Coś jest w tobie takiego, że nie mogę oderwać od ciebie oczu, a kiedy już skupiam na tobie swój wzrok moje serce niesamowicie przyśpiesza. Wierzę, że jak i ja powalczę o to uczucie to możemy razem przetrwać. - wypowiedział ostatnie słowa wciąż patrząc w moją twarz. Wciąż obejmował mnie jednym ramieniem, a dłonią drugiej ręki głaskał delikatnie mój policzek.
      Sama nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Czyżby mój trud się opłacił i mój powrót faktycznie będzie miał sens? Wszystko wskazywało na to, że w końcu dopięłam swego i nasza internetowa przyjaźń przerodziła się w całkiem realistyczne uczucie, które dodawało mojemu życiu barw.
 - Niespodziewałam się, że coś takiego powiesz. - powiedziałam wciąż pochłonięta przez jego spojrzenie.
     Brunet chwycił mnie za podbródek i powoli przybliżał do mnie swoją twarz. Musnął delikatnie moje usta próbując zbudować atmosferę, aż w końcu pocałował mnie trochę bardziej zachłannie.
      Za każdym razem, każdym pocałunkiem i wyznaniem, czułam coraz większą gamę i nasilenie jego emocji, które w sobie nosi. Było w tym coś niesamowicie przyjemnego, a zarazem magicznego. Nigdy wcześniej nie czułam aż tak mocno i nie potrzebowałam niczego innego aż tak bardzo.
 - Chyba cię potrzebuję, wiesz? Bez ciebie już nie czuję się tak samo. - wyznał prosto w moje usta, a nastepnie uniósł trochę głowę dalej ode mnie. - Więc niech ten toast będzie za nas, za nasze szczęście i za naszą przyszłość, za nasze wspólne marzenia i plany. Za bycie razem i dla siebie.
      Brzdęk kieliszków wypełnił wnętrze domku.


Liv.