Witajcie! ;*
Kurcze, cieszę się strasznie, że tak podobał wam się poprzedni wpis! Doszło mi dużo obserwatorów, licznik wybił już ponad 13.000 odsłon. Lepiej być nie mogło :) Zastanawiam się jednak czy jest jeszcze po co prowadzić to opowiadanie, ale spróbuję chociaż dla samej siebie to dokończyć. 26.07 skończyłam 21 lat - pełnoletnia po raz drugi!
PS: Nie sprawdzałam błędów jeszcze. Wybaczcie.
PS2: Reaktywowałam aska. Jeśli chcecie pytać o to gdzie byłam, dlaczego nie pisałam, jakie są moje plany na bloga, możecie śmiało tam zaglądać i pytać -> ask.fm/Sheliv
Sara - Też nie lubię błędów, ale niestety zawsze coś się wkradnie. Uwielbiam Der Treisband :) Niestety dla mnie to pierwsze opowiadanie jej autorstwa, ale jest świetne i z zapartym tchem czekam na kolejne wpisy. Ja jestem z 'pokolenia' tej wielkiej fali blogów o TH i była to piersza tematyka mojego 'pierworodnego' bloga. Lubię ich, tylko szkoda, że teraz jest tak mało opowiadań o tej tematyce. Może czytasz coś ciekawego godnego polecenia?
PS: Nie sprawdzałam błędów jeszcze. Wybaczcie.
PS2: Reaktywowałam aska. Jeśli chcecie pytać o to gdzie byłam, dlaczego nie pisałam, jakie są moje plany na bloga, możecie śmiało tam zaglądać i pytać -> ask.fm/Sheliv
Sara - Też nie lubię błędów, ale niestety zawsze coś się wkradnie. Uwielbiam Der Treisband :) Niestety dla mnie to pierwsze opowiadanie jej autorstwa, ale jest świetne i z zapartym tchem czekam na kolejne wpisy. Ja jestem z 'pokolenia' tej wielkiej fali blogów o TH i była to piersza tematyka mojego 'pierworodnego' bloga. Lubię ich, tylko szkoda, że teraz jest tak mało opowiadań o tej tematyce. Może czytasz coś ciekawego godnego polecenia?
***
"Nagle przeskakuje iskra, dotyk, namiętność, pocałunki, chwila, moment, mokre twarze, mokre włosy, mokre usta, splątane istnienia, poplątane myśli i jeszcze bardziej poplątane uczucia. Wszystko żyje, biegnie, goni dalej, a oni są tu i teraz. Zatracić siebie, nic przy tym nie uronić, tylko zupełnie i ostatecznie zatracić się w tej chwili. Tu i teraz..."
-Janusz Leon Wiśniewski
Dzisiaj mój humor był wyjątkowo dobry. Ciągle w pamięci miałam wczorajszy wieczór, którego pewnie nie zapomne tak prędko. Moje ciało ogarniała niesamowicie przyjemna błogość, a w głowie pojawiała się iskierka nadziei. Niestety owa nadzieja była przytłaczana świadomością wyjazdu i odzielenia się od codziennego obcowania z Harrym.
Całą noc nie mogłam spać. Myślałam o swojej przyszłości. Z jednej strony to takie śmieszne, że znamy się tak krótko, a tak dobrze jest nam mieszkać ze sobą pod jednym dachem. Nawet to, że dla niego mogłabym zostać tutaj, w Londynie, i zacząć od nowa układać sobie życie. Spędzało mi to sen z powiek, coraz bardziej ciążyła niemożność podjęcia szybkiej decyzji.
- Evie, hallo, ziemia do Evie! - usłyszałam tuż obok swojej sylwetki, którą opierałam o blat kuchenny.
- Wybacz, Lou. Zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się subtelnie i powróciłam do mycia naczyń.
Przyjaciel przypatrzył mi się chyba po raz tysięczny dzisiejszego dnia. Lustrował mnie powoli próbując najwyraźniej odczytać coś nie tylko z mojej twarzy, ale i ruchów ciała.
- Mów.
- Co?
- No mów! Wiem, że coś sie stało. Jesteś troche spięta, ale jakże radosna. - zaczął szturchać mnie w bok.
- Przestań. Myję naczynia.
- Powiedz, proszę, powiedz mi! - krzyknął prosto do mojego ucha. Talerz, który obejmowałam w dłoniach, upadł na ziemię i roztrzaskał się z hukiem.
- O rany, przepraszam. - powiedział ze skruchą, jednocześnie zabrał się za zbieranie kawałków porcelany z podłogi. - Nie skaleczyłaś się?
- Nie, nic mi nie jest. - powiedziałam nabierając powietrza do płuc. - To... przez Harrego.
Kiedy wypowiedziałam ostatnie, krótkie zdanie zawierające imię naszego wspólnego przyjaciela, Louis podniósł się z podłogi. Szybko odrzucił największe kawałki, które zdążył sprzątnąć i stanął na przeciw mnie.
- Stało się coś? Powiedział ci coś czy zrobił, czy...
- Nie, nie zrobił nic wbrew mojej woli. - pokręciłam głową. - Ale troszczy się o mnie i chyba w końcu zaczyna się otwierać.
Louis uśmiechnął się do mnie promiennie i łapiąc mnie za pas uściskał przyjaźnie. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w oczy.
- Właściwie to jest coś o czym bym chciała z tobą pogadać. - czując jego uwagę, którą skupia na mojej osobie, postanowiłam kontynuować. - Co myślisz o tym, że przeprowadziłabym się do Londynu? Nie wiem, wynajęłabym mieszkanie, znalazła prace.
- Myśle, że to byłby świetny pomysł. Mogłabyś mieszkać z nami. - zaczął entuzjastycznie.
- Nie, co to to nie. - zaprzeczyłam gestykulując. - Chciałabym sama stanąć na nogi, bez niczyjej pomocy.
- Skoro tak. Cieszę się, że chcesz wrócić. - uśmiechnął się promiennie.
- Evie, hallo, ziemia do Evie! - usłyszałam tuż obok swojej sylwetki, którą opierałam o blat kuchenny.
- Wybacz, Lou. Zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się subtelnie i powróciłam do mycia naczyń.
Przyjaciel przypatrzył mi się chyba po raz tysięczny dzisiejszego dnia. Lustrował mnie powoli próbując najwyraźniej odczytać coś nie tylko z mojej twarzy, ale i ruchów ciała.
- Mów.
- Co?
- No mów! Wiem, że coś sie stało. Jesteś troche spięta, ale jakże radosna. - zaczął szturchać mnie w bok.
- Przestań. Myję naczynia.
- Powiedz, proszę, powiedz mi! - krzyknął prosto do mojego ucha. Talerz, który obejmowałam w dłoniach, upadł na ziemię i roztrzaskał się z hukiem.
- O rany, przepraszam. - powiedział ze skruchą, jednocześnie zabrał się za zbieranie kawałków porcelany z podłogi. - Nie skaleczyłaś się?
- Nie, nic mi nie jest. - powiedziałam nabierając powietrza do płuc. - To... przez Harrego.
Kiedy wypowiedziałam ostatnie, krótkie zdanie zawierające imię naszego wspólnego przyjaciela, Louis podniósł się z podłogi. Szybko odrzucił największe kawałki, które zdążył sprzątnąć i stanął na przeciw mnie.
- Stało się coś? Powiedział ci coś czy zrobił, czy...
- Nie, nie zrobił nic wbrew mojej woli. - pokręciłam głową. - Ale troszczy się o mnie i chyba w końcu zaczyna się otwierać.
Louis uśmiechnął się do mnie promiennie i łapiąc mnie za pas uściskał przyjaźnie. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w oczy.
- Właściwie to jest coś o czym bym chciała z tobą pogadać. - czując jego uwagę, którą skupia na mojej osobie, postanowiłam kontynuować. - Co myślisz o tym, że przeprowadziłabym się do Londynu? Nie wiem, wynajęłabym mieszkanie, znalazła prace.
- Myśle, że to byłby świetny pomysł. Mogłabyś mieszkać z nami. - zaczął entuzjastycznie.
- Nie, co to to nie. - zaprzeczyłam gestykulując. - Chciałabym sama stanąć na nogi, bez niczyjej pomocy.
- Skoro tak. Cieszę się, że chcesz wrócić. - uśmiechnął się promiennie.
***
Instynktownie spojrzałam na paczkę miętowych papierosów, które spoczywały na stoliku. Wiatr delikatnie musiał moją twarz, a słońce czule rozgrzewało moją twarz.
Siedziałam właśnie na balkonie z kartką papieru i ołówkiem próbując naszkicować to co widzę. Rysunek był jedną z moich pasji, którą przez ostatnie tygodnie skutecznie zaniedbywałam. Nawet wiem dlaczego.
Od dzisiejszego poranka jeszcze nie było dane mi spotkać Harrego. Podobno pytał o mnie kiedy wyszłam do sklepu spożywczego, ale kiedy tylko wróciłam do domu nie było tam po nim śladu. Chłopak definitywnie próbował właśnie poskładać sobie myśli. W końcu to co stało się wczorajszej nocy nie było zbyt kontrolowane, a na pewno nie było czynem zaplanowanym. Po prostu pozwoliliśmy zrobić sobie zbyt duży krok do przodu. Może jednak nie powinnam nazywać to zbyt dużym krokiem, a po prostu zwykłym okazaniem sobie czułości. Przecież jesteśmy dorośli.
-Przeszkadzam?
Delikatny głos doszedł do moich uszu przyprawiając mnie o dreszcze. Mechanicznie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jasne. Zawsze jesteś tu mile widziany. - odparłam i zobaczyłam jak jego kąciki lekko unoszą się ku górze.
- Co robisz? - zapytał czarnowłosy nachylając się nad moim prawym ramieniem.
- Próbuję coś naszkicować, albo raczej nabazgrolić. Wiesz, mam dużo wolnego czasu i próbuję go jakoś produktywnie spędzić.
- Nieźle. Całkiem nieźle. - odparł mrużąc oczy i drapiąc się jednocześnie po brodzie. - Ale tutaj bym.. daj mi ołówek. Pokaże ci...
- Wole sama. Po prostu wytłumacz.
- Nie, ja muszę. Daj. - zaczął wyrywać mi długi, cienki przedmiot z dłoni.
- Nie!
- No prosze, zobaczysz, będzie ładniejsze. - w błagalnym geście uniósł brwi ku górze i zmienił swój akcent na bardziej zabawny.
- Zayn! - krzyknęłam kiedy jedną ręką złapał mnie w pasie obejmując mnie od tyłu, a drugą trzymał wysoko by odebrać mi przedmiot. Malik miał o wiele dłuższe ręce ode mnie.
- Nigdy ci nie pozwole! - zaczęłam się śmiać kiedy Zayn zaczął kiwać się na wszystkie strony o mało nas nie wywracając. - Prawa autorskie, prawa autorskie!
Kiedy tak wyrywaliśmy sobie tak ołówek splątani naszymi ciałami, do pokoju wszedł Harry. Zupełnie bez pukania, jakby w pośpiechu i zdenerwowaniu. Kiedy nas zobaczył chyba pożałował, że wszedł wtedy bez mojej wcześniejszej zgody. Jego mina była jednocześnie tak urocza, jak i mocno zdezorientowana. Stanął nagle jak wryty w ziemię, tak samo moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa, zaś Malik nie widział w zaistniałej sytuacji nic złego. Sama też nie widziałam nic złego w tym, że trochę się wygłupialiśmy. Nie miało to żadnego podtekstu ani z mojej, ani z czarnowłosego strony. Chyba najbardziej niespodziewałam się chłopaka, w którym tak mocno byłam zauroczona.
- To... ja nie będę... przeszkadzał. - odpowiedział niepewnie i obrócił się na pięcie.
Pierwszy zareagował Malik, który złapał go za ramie i zaśmiał się przyjacielsko.
- Wiesz co, naucz się w końcu pukać. - powiedział. - Bo wiesz, jakbyśmy tutaj tak na prawdę...
- Zayn! - krzyknęłam niedowierzając, zaś sam chłopak tylko się zaśmiał i klepiąc Harrego po ramieniu wyszedł z pomieszczenia.
Tym samym sposobem zostałam sama z Harrym w jednym pokoju - ponownie. To aż śmieszne jak historia lubi się powtarzać.
- Nie chciałem przeszkodzić. - pierwszy odezwał się Harry, lekko oburzony.
- Nie miałeś w czym.
- Ah, ok. - odparł i ponownie zapadła cisza.
Chłopak włożył ręce do kieszeni i bujał się do przodu i w tył na palcach i stopach. Jego wzrok błądził po całym pomieszczeniu, aż w końcu zapadł na mnie.
Ja nie potrafiłam oderwać od niego swoich oczu. Był tak charyzmatyczny, a jednocześnie magnetyczny, że przyciągał moją uwagę w każdej sytuacji i w każdym miejscu. Mam wrażenie, że mogłabym stać obok swojego największego idola, a moja atencja i tak skierowana by była tylko i wyłącznie w jego stronę.
- Więc... Rysowałam i wtedy przyszedł Zayn. Nudziło mi się i...
- Lubisz rysować? - przerwał mi podchodząc trochę bliżej. Wziął kartkę z moich dłoni i zaczął lustrować ją krok po kroku.
- Troche. Nic specjalnego. Po prostu zajmuję sobie czas.
- Ładne. - szepnął cicho, ale wyraźnie. Nagle podniósł wzrok i spojrzał prosto w moje oczy.
- Dzięki. - odpowiedziałam równie cicho, ale już nie tak wyraźnie. Pod wpływem jego spojrzenia zupełnie miękły mi nogi.
Kiedy tak patrzył na mnie głośno westchnął i odłożył rysunek na łóżko. Zwrócił się ponownie w moją stronę i przyciągnął do siebie obejmując ciasno w talii obiema rękami. Głowę wtulił w moje włosy, a ustami delikatnie muskał moją skórę.
- Ładnie pachniesz. Jak zwykle. - powiedział ze stoickim spokojem, jakby zaraz miał usnąć niczym małe dziecko zmęczone po całym dniu.
Czułam, że nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Uniosłam tylko swoje ręce i zaciskając je na materiale czerwonej koszuli, objęłam go mocno. Chciałam chyba poczuć jeszcze mocniej, że jest obok mnie i to wcale mi się nie śni.
- Wiem, że to co powiem zabrzmi głupio. - dalej szeptał tuż obok mojego ucha z głową wtuloną w ramie i włosy. - Cieszę się, że cię poznałem i mogliśmy w końcu się spotkać. Cieszę się też, że tak bardzo mnie lubisz, ale przykro mi, że ja mimo wszystko nie potrafię się całkowicie oddać. - odsunął się troche. Przyłożył mi swoje ręce na policzki i oparł swoje czoło o moje. - Spróbuję, ale nie chcę cię skrzywdzić. Nie chcę być samolubny, ale może kiedyś mnie zrozumiesz.
Nagle poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie dlatego, iż powiedział, że mimo wszystko może nic z tego nie wyjść, ale dlatego, że mówił to w sposób na prawdę piękny. Każde jego słowo było przesiąknięte emocjami i rozterkami, które całe życie w sobie nosił. Cieszyłam się, że mogę być tą czątką w jego życiu, która ma dostęp do jego najbardziej skrytej prywatności. Znaczyło to tylko to, że zaczął się otwierać i coraz mniej bał się uczuć.
- Rozumiem, ale jak nie spróbujemy to nic z tego nie wyjdzie, prawda? - oderwałam się od jego czoła i uśmiechnęłam się najszczerzej jak mogłam.
Harry zaśmiał się pod nosem i z cudownym uśmiechem wpatrzył się ponownie w moje oczy.
- Jaka ja jestem głupia. - uderzyłam się w czoło otwartą dłonią. - Jak się czujesz? Już lepiej?
- Mam się wspaniale. Twoja kuracja była wyśmienita i bardzo... odprężająca. - niebezpiecznie zbliżył się do moich ust. - Zdecydowanie lubię cię taką dominującą.
Nagle drzwi po raz trzeci otworzyły się z hukiem, a do pokoju wpadł Liam. Kiedy go zobaczyliśmy wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Dlaczego? Bowiem chłopak, którego wściekłość na twarzy była nie do opisania, prezentował się w bardzo oryginalny sposób - pełno sprośnych rysunków na torsie i twarzy, wygoloną nogą oraz cały wysmarowany bitą śmietaną.
- Gdzie-są-te-DEBILE?! - ryknął.
Liam niecierpiał kiedy się go budziło. Kiedy tylko ktoś próbował przywołać go z krainy snów, chłopak momentalnie zmieniał swój charakter na bardziej natarczywy i skłonny do morderstw.
- Tu ich nie ma. - wydukał Harry, kiedy oboje siedzieliśmy na ziemi ze śmiechu trzymając się za brzuchy.
- Jakbyście ich znaleźli to im nie mówcie, że ich szukam. Albo nie, po prostu ich złapcie, zakneblujcie i zawołajcie mnie to ja już się im dobiorę do skóry. Mogłbym porozmawiać, jak to robią cywilizowani ludzie, ale ich potencjalny kretynizm i niska kultura mnie do tego nie obliguje... Co.. co za.. - wyszedł lekko się zapowietrzając.
- On jest nienormalny jak się go obudzi. Na prawdę. - Harry wycierał łzy z policzka.
- Wiem. Pierwszy raz go takiego widzę, ale nie chciałabym być na miejscu Nialla i Zayna.
- Wracając do tematu. - zaczął ponownie przybliżając się do mnie. - Myślisz, że kiedyś to jeszcze powtórzymy?
- Może. To zależy czy będziesz strasznym dupkiem czy tylko dupkiem. Najlepiej by było...
- Dobra, wiem, rozumiem. - podniósł ręce w geście poddania. - Trochę nam się pośpieszyło, nie uważasz?
- Mhm, ta, tak uważam.
- A żałujesz? - zapytał najpoważniej na świecie. - Pamiętasz jak mówiłem ci, że nie chcę cię skrzywdzić i że mimo, iż nas poniosło, nie chcę nic między nami zniszczyć. Mamy zbyt piękną przyjaźń od dłuższego czasu.
- Nie, nie żałuje.
Jego wzrok był tak ciepły i czuły, że aż zauważyć można było miliony iskierek tańczących jedna obok drugiej.
Ciepła dłoń Harrego ponownie objęła mój policzek i mocniej wbiła się we włosy. Przez chwilę, jakby trochę niepewnie, bawił się stykając nasze nosy razem i co chwila przymykał oczy, by zaraz znów je otworzyć i spojrzeć na moje lekko rozwarte usta. W końcu przybliżył się o trochę i bardzo subtelnie muskał moje wargi, aby w końcu obrysować je równie delikatnie czubkiem języka. Cofnął się o trochę, a potem wrócił i pewniej wpił się w moje malinowe usta. Sam pocałunek był dość długi i przerywany. Cały czas głaskaliśmy swoje policzki, szyje, ramiona i talie. Najzwyklej w świecie napawaliśmy się swoim towarzystwem bez zastanawiania się do końca nad głębszym sensem. Chyba to wychodziło nam najlepiej.
- Chcesz spać dzisiaj u mnie? - usłyszałam po dłuższej chwili, kiedy odsunął się kawałek od mojej twarzy.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Hej, powiedziałem spać. Niczego ci nie narzucam, kurduplu. - wyszczerzył zęby.
- O nie, znowu? Nie nazywaj mnie tak!
- Kiedy ja uwielbiam jak tak słodko się złościsz. - pocałował mnie w czoło swoimi aksamitnymi ustami, a ja na chwilę zapomniałam, że tak bardzo denerwowało mnie to przezwisko. - Nawet kiedy masz brudne myśli. - poruszał brwiami.
- Wcale nie mam brudnych myśli.
- Masz, widzę jak się rumienisz. Co w tobie również uwielbiam. - pocałował mnie delikatnie w usta.
Dzień już definitywnie dobiegł końca. Jego zdecydowaną większość spędziłam w odosobnieniu z Harrym w moim pokoju.
Dzisiejszy dzień był również zupełnie inny od poprzednich. Okazaliśmy sobie tyle czułości, czego wcześniej chłopak nie był zdolny zrobić. Nie obchodziło mnie to, że reszta o tym nie wie i nie widzi dokładnie jego zachowania oraz interncji w stosunku do mojej osoby. Po prostu byliśmy dla siebie i tyle w zupełności nam wtedy wystarczało.
Dzisiejszy dzień był również zupełnie inny od poprzednich. Okazaliśmy sobie tyle czułości, czego wcześniej chłopak nie był zdolny zrobić. Nie obchodziło mnie to, że reszta o tym nie wie i nie widzi dokładnie jego zachowania oraz interncji w stosunku do mojej osoby. Po prostu byliśmy dla siebie i tyle w zupełności nam wtedy wystarczało.
* * * * * No matter how far we go. * * * * *
Liv.