Trzymałam
właśnie w rękach ciepłą herbatę, którą niedawno zalałam wrzątkiem.
Podciągnęłam moje smukłe nogi i wpatrywałam się w zimowy krajobraz za
oknem. Akurat padał śnieg, za którym nie za bardzo przepadałam. W ogóle
zima kojarzyła mi się z niewyobrażalnie sennym sezonem. Może dlatego, że
zawsze kiedy tylko zasypywało ulice i chodniki nie mogłam dostać się do
jego domu. Okropnie się wtedy nudziłam.
Nie
wiedziałam Louisa od praktycznie trzech lat. Właściwie sama nie wiem
kiedy to tak zleciało, ale to też nie tak, że wcale się nie
komunikowaliśmy. Żyjemy przecież w XXI wieku - mamy telefony i internet.
Nie zmieniało to jednak faktu, że okropnie za nim tęskniłam. Nasza
przyjaźń trwa już bardzo długo, bo od kiedy miałam dwanaście lat, a
trzeba zaznaczyć, że nie jesteśmy już nastolatkami. Kto by się
spodziewał, że wyrośnie na takiego wspaniałego muzyka - no, i takiego
przystojnego.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, jednocześnie odstawiając pusty kubek, po czym
westchnęłam wstając z krzesła. Chwyciłam za walizki i ostatni raz
obejrzałam mieszkanie. Wyglądało dobrze i że niczego nie zapomniałam ani
zabrać, ani zrobić. Zamknęłam drzwi.
Właśnie
jechałam na lotnisko, żeby w końcu spotkać się z Lou w naszym rodzinnym
kraju. Obecnie mieszkałam w Polsce. Ostatni raz widzieliśmy się pod
jego rodzinnym domem. Potem kiedy on zaczął wyjeżdżać jakoś jeszcze to
było, ale kiedy doszła trasa po Stanach Zjednoczonych, wyjechałam z mamą
do jej rodzinnego domu właśnie w Polsce. Kiedy dowiedziała się gdzie
chcę jechać i z kim chcę się spotkać, zaśmiała się i kazała mocno
uściskać swojego syna - Lou zawsze mówił do niej mamo, a ona traktowała go jak swojego rodzonego.
Kiedyś,
można by powiedzieć, poznałam jego załogę z zespołu. W końcu istnieje
Skype, na którym uwielbialiśmy spędzać praktycznie połowę jego wolnego
czasu - musiał przecież robić też inne rzeczy. Widać, że trafił na
wspaniale dobranych ludzi. Nie raz aż łza kręciła mi się w oku, że nie
mogę być z nim w danym momencie. Najwięcej czasu spędzał z nami Harry,
nazywany też pieszczotliwie Hazzą, jako, że on i mój przyjaciel są
jednością zwaną Larrym. Kiedyś stwierdziłam, że to strasznie
słodkie, na co mój przyjaciel tylko przyznał mi racje.W każdym bądź
razie jechałam właśnie na spotkanie z Louisem, bo oni byli tylko
dodatkiem. Strasznie się cieszyłam. Kilka dni po propozycji Louisa, abym
do nich przyjechała, wyznał mi poważnym tonem, iż kupił mi już bilet.
Nie muszę chyba wspominać jak bardzo byłam zaskoczona, że ktoś kupuje mi
bilet lotniczy, na który ja muszę pracować dobrą chwilę. Skończyło się
tak, że kazał mi nie dyskutować i się mocno wyściskać jak tylko
przyjadę, ot takie podziękowanie.
Siedziałam
już w samolocie. Czekałam aż skończy kołować i wzbije się w powietrze.
Przed wylotem wysłałam jeszcze wiadomość do przyjaciela, że zaraz będę w
powietrzu i żeby szykował się na spotkanie pierwszego stopnia.
***
Większość
lotu przespałam. Dręczyłam się całą wcześniejszą noc, żeby tylko nie
zasnąć. Niby to tylko dwie godziny w powietrzu, ale chyba bym zwariowała
z tych emocji. Pociłabym się, czerwieniła i obgryzała długo zapuszczane
paznokcie. Kiedy samolot wylądował, przeszłam przez rękaw i czekałam na
bagaże, które po chwili zaczęły wyłaniać się na taśmie. Włączyłam
telefon, gdzie czekało na mnie sześć przypadkowo nagranych wiadomości
głosowych. Zaczęłam niekontrolowanie uśmiechać się pod nosem, kiedy
słuchałam pierwszej z nich - zdenerwowany Louis i uspokajający go Harry.
Gdzieś w oddali słychać było jeszcze śmiech Nialla. W pewnym momencie
zamiast wiadomości do mojego ucha wdarła się melodia oznajmująca mi, że
ktoś właśnie próbuje łaskawie dobić się do właścicielki telefonu, czyli
mnie. Chyba nie trzeba dodawać kto to był - mój przyjaciel. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, wciąż rozglądając się za walizkami.
- Louis... - zaczęłam radośnie.
-
Masz włączony telefon i czemu nie dzwonisz? - zaczął nawijać
smutniejszym tonem, a kiedy chciałam już odpowiedzieć, nagle zmienił
temat. - I co, doleciałaś? Zdążyłem na lotnisko? Nikt nie porwał
samolotu? Nie trzeba dzwonić do Pentagonu, ewentualnie NASA, jeśli to
obca cywilizacja cię porwała? Wiedz, że jestem tu dla ciebie i zrobię
wszystko, żeby cię odbić!
- Nie, wszystko gra. - śmiałam się z
jego wypowiedzi i tego słodkiego tonu. - Właśnie czekam na walizkę. Już
je widzę. Zaraz będę. Kocham cię, do zobaczenia! - krzyknęłam i
rozłączyłam się, by szybko złapać swoje bagaże. Ułożyłam je na wózku i
popatrzyłam w stronę wyjścia.
Czułam
się jakbym miała spotkać zaraz królową Anglii. Strasznie byłam
podekscytowana, ale i zdenerwowana. Jedynym wyjściem by skończyć ten
szaleńczy stan w jakim byłam, było wyjście i rzucenie mu się w końcu w
ramiona. Przeszłam przez drzwi i zaczęłam się rozglądać. Chwilkę później
zauważyłam go. Nie wiedziałam, że przez trzy lata można tak bardzo się
zmienić. Dopiero spotkanie na żywo uświadomiło mi, jak bardzo stał się
doroślejszy i mężniejszy. Louis w końcu też mnie zobaczył, bo sama
stałam jak słup soli, łapiąc się za usta. Kiedy nasze spojrzenia się
spotkały usłyszałam jego szaleńczy okrzyk radości i zobaczyłam jak rzuca
się w moim kierunku. Momentalnie poczułam jak oczy robią mi się mokre
od łez.
- EVIE! JESTEŚ, MOJA EVIE! - podrzucił mnie i okręcił w powietrzu kilka razy.
Jakoś
nie mogliśmy się wyrwać z tego uścisku. To był jeden z tych przywitań,
kiedy nie możesz oderwać się od drugiej osoby. Jakby ta rozłąka
sprawiła, że kiedy spotykasz się w końcu z daną osobą, przylepiasz się
do niej na zawsze.
- Pokaż mi się. - powoli odkleił moją twarz od
swojego ramienia i trzymając mnie obydwiema dłońmi za policzki,
spojrzał mi w oczy. Ja tak samo powędrowałam swoimi patrzałkami w jego,
jedną ręką przecierając nos. Zrobił zatroskaną minę i uśmiechnął się
najbardziej promiennym uśmiechem na całym świecie. - Nie płacz mi tu. -
ponownie mnie przytulił.
- Cholernie tęskniłam, cholernie. - wyszeptałam. W końcu stanęliśmy na przeciw siebie, a w jego oczach też zauważyłam łzy.
-
Ja też. - złapał mnie za policzki i potarmosił. - Chodź, nie mamy
daleko do domu. Chłopaki już czekają. - pogłaskał mnie po głowie. Jedną
ręką zaczął pchać wózek z moimi bagażami, a drugą wciąż trzymał w
kontakcie ze mną.
Ludzie
dziwili się, jak może istnieć taka przyjaźń między kobietą, a
mężczyzną. Niektórzy wierzą, a potem i tak wszystko się sypie. Ja myślę,
że to dlatego, że oboje w danym momencie potrzebowaliśmy akurat właśnie
przyjaciela i nigdy nie chcieliśmy siebie stracić. Jakimś cudem nigdy
nie zrodziło się między nami większe uczucie. To był chyba jeden z
najpiękniejszych momentów w moim życiu. W końcu zobaczyłam się z tym
głupkiem, którego uwielbiałam. Jednak to nie był jeszcze koniec atrakcji
na ten wieczór. Zapowiadało się świetnie.
_____________________________________________________________
Zaczęłam pisać, po czym zauważyłam, że napisałam coś w zupełnie innej koncepcji niż miało być. Cóż, niechaj będzie :) Przepraszam, że takie krótkie!
Liv.
Haha, ja też mam tak samo :) Krótkie? Może nie za długie, ale na pewno nie aż tak krótkie! ♥ Co do rozdziału: KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM! ♥♥♥ Podoba mi się jak piszesz, a poza tym tak świetnie pokazujesz naszego Lou, a ta rozmowa zaraz po wylądowaniu samolotu - śmiałam się i nie mogłam przestać! :D Już Cię lubię, haha ;)
OdpowiedzUsuńfate-is-always-connected.blogspot.com
Pięknie ! Cudownie ! Wspaniale ! KOCHAM TO <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się rozkręci!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta! :))
Zapraszam, wpadniesz? Liczę na każdy komentarz wyrażający twoją opinię na temat rozdziału, oraz jeśli cię zaciekawi, do dodania się do obserwatorów ;3
http://myimagination-onedirection.blogspot.com/
Cudowny rozdział! :D Ogólnie bardzo fajny pomysł z tym, że główna bohaterka przyjaźni się blisko z Louisem :) Poza tym to uwielbiam go, ten tekst "Nikt nie porwał samolotu? Nie trzeba dzwonić do Pentagonu, ewentualnie NASA?" haha, cały Lou :D
OdpowiedzUsuńhttp://your-judgement-is-clouded.blogspot.com
Heeej czemu tak malo komentarzy ? No ja sie pytam rozdzial po prostuu cuuuuuuuuudowny slllllllllllodziaszny hmm masz ty talenta dziewczyno jak widac dopiero sie tu znalazlam i zaczynam czytac pierwszym rozdzialem odrazu mowie zaskoczylas mnie to bylo jsjdbshskjfhshjc po prostu brak mi slow a zeby nie bylo za slodko hihi :) Czeemu taki krotki ?? Licze na dluzszy w drugim ... No to czolko weny i powodzenia kochaniutka
OdpowiedzUsuń